Następcę odchodzącego po ujawnieniu tzw. taśm PSL Marka Sawickiego wskazał Waldemar Pawlak. Był on też zarazem jedynym kandydatem, nad którego wyborem dyskutowały w czwartek władze ludowców. Szef rządu zaakceptował wczoraj ich wybór i o powołanie Kalemby na swojego ministra zwróci się teraz do prezydenta Bronisława Komorowskiego (60 l.). Zaznaczył jednak, że "gdyby wybór należał do głównej partii koalicyjnej, to zapewne byłby inny".
Kalemba z ruchem ludowym związany jest od ponad 37 lat. Natomiast w Sejmie zasiada nieprzerwanie od 1991 roku i od tego czasu zajmuje się sprawami wsi. W obecnej kadencji jest wiceprzewodniczącym komisji rolnictwa, udziela się także w komisji ds. Unii Europejskiej. W partii cieszy się opinią fachowca, który zamiast brylować w mediach, zamknie się w ministerialnym gabinecie.
- To człowiek o wielkim doświadczeniu, aktywny w pracy i odpowiedzialny. Nazywa rzeczy po imieniu i kiedy jest to potrzebne, potrafi nawet sprzeciwić się i przyłożyć swoim - mówi w rozmowie z "Super Expressem Janusz Piechociński (52 l.) z PSL.
Ale to właśnie przywiązanie do własnych przekonań jest tym, czego najbardziej obawiają się politycy Platformy. Kalemba przeciwny jest bowiem m.in. likwidacji KRUS-u. I tak jak z Sawickim istniałaby możliwość negocjacji w tej sprawie, tak jego następca na pewno nie ustąpi nawet o krok. To niejedyne kontrowersje. Okazało się bowiem, że jak na prawdziwego PSL-owca przystało, jego syn Daniel od 10 lat pracuje w Agencji Rynku Rolnego. Teraz, jak zapowiedział premier, stanowisko straci.
Nowemu ministrowi wielu sukcesów życzy jego bratanek, sołtys Piekar (woj. wielkopolskie), rodzinnej wsi Kalemby. - Wujek politykę zostawia za drzwiami, gdy do nas przyjeżdża. Ale teraz będziemy bardzo dumni, że został ministrem. Życzymy mu wszystkiego najlepszego - mówi nam Marcin Kalemba (34 l.).