Rodzice Piotra J. - Józef (68 l.) i Marina (65 l.), wiedli spokojne życie w domku na przedmieściach Pabianic. Jedynym ich utrapieniem był nieznośny syn. Był wielokrotnie notowany przez policję, siedział w więzieniach. Rodzice postanowili go więc wydziedziczyć. Nie chcieli mieć z nim już nic wspólnego.
Tymczasem Piotr J., gdy kilka tygodni temu po raz kolejny opuścił więzienne mury, pierwsze kroki skierował właśnie do rodzinnego domu. Stanął w drzwiach i oznajmił zdumionym rodzicom, że będzie z nimi mieszkał. Ojciec przepędził jednak niegodziwca, gdzie pieprz rośnie.
Piotr J. postanowił się zemścić. I obmyślił plan okrutnej zbrodni. Uzbrojony w nóż przyszedł do domu swoich rodziców, żeby ich zabić. Nie przewidział tylko jednego - że akurat może ich nie być. Wściekły przeszukał każdy kąt. Gdy zrozumiał, że tego dnia nie zabije mamy i taty, swoje zbrodnicze zamiary skierował przeciw małemu psiakowi, rocznemu zaledwie ratlerkowi o wdzięcznym imieniu Pysia (1r.). Chwycił go swymi łapskami i wbił nóż prosto w brzuch zwierzaka. Później skamlające zwierzę nadział na metalowe ogrodzenie i sobie poszedł.
Gdy pani Marina wróciła do domu i zobaczyła ten przerażający widok, o mały włos nie zemdlała.
- To była taka kochana psina. Moja mała sarenka - rozpaczała.
Jeden z sąsiadów powiedział małżonkom, że psa zabił ich syn. Pani Marina zaalarmowała policję. Po krótkich poszukiwaniach Piotr J. został zatrzymany. Sąd zdecydował, że trafi do aresztu. Za zabicie psa grozi mu do dwóch lat więzienia.
- Niech mi się drań na oczy nie pokazuje, bo nie ręczę za siebie - odgraża się ojciec bandyty.