- Cała Polska płacze po tych dzieciach - mówił w czasie nabożeństwa żałobnego ks. Mateusz Rycek z Krzeszowa. Od kilku dni duchowny odbierał telefony z całego kraju. Ludzie dzwonili, żeby złożyć kondolencje rodzicom dziewczynek.
Kinga i Dorotka zginęły w miniony wtorek. Straszną, bezsensowną śmiercią... Prąd z zerwanego kabla energetycznego poraził je, gdy bawiły się w rzeczce. - Chciały ochłodzić się w wodzie, był straszny upał - opowiada nam jeden z mieszkańców Krzeszowic. - W rzeczce leżał jednak ten przewód... Najprawdopodobniej zerwał się dzień wcześniej w czasie burzy... To młodsza Dorotka nadepnęła na kabel. Świadczą o tym poparzenia na nodze. Kinga rzuciła się jej na pomoc. Złapała za przewód, chciała wyrzucić go z rzeki... Kiedy strażacy wyciągnęli jej ciało, nadal trzymała go w rączce.
Na pogrzeb dziewczynek przyszli wszyscy mieszkańcy Krzeszowa. Ale myślami z pogrążonymi w żałobie rodzicami były miliony Polaków. Kiedy kondukt szedł z kościoła na cmentarz, nie było w nim chyba osoby, która nie zapłakałaby nad losem przyjaciółek. - Były takie bystre, takie rezolutne, wszędzie ich było pełno - rozpacza sąsiadka Kingi i Dorotki.
Znajomi dziewcząt ze szkoły nieśli naręcza kwiatów. Na cmentarzu ułożyli je na białych trumnach koleżanek. Rodzice Kingi i Dorotki mocno obejmowali się ramionami. - Jak teraz będziemy żyć? Śmierć dzieci to ból nie do zniesienia - powiedział nam ojciec Kingi.