Na przykładzie Świtu Nowy Dwór Mazowiecki Krzysztof Wawrzyniak (30 l.) ujawnił szokujące kulisy sezonu 2003-04, w którym, według niego, klub spod Warszawy wydał fortunę na kupowanie meczów.
Według jego zeznań złożonych we wrocławskiej prokuraturze i CBA, głównym "rozgrywającym" w tej brudnej sprawie był Janusz Wójcik (55 l.), były trener reprezentacji Polski, niedawno zwolniony za kaucją 500 tysięcy złotych. W sprawie korupcji w polskim futbolu zatrzymano już ponad 170 osób. Wawrzyniak to jeden ze skruszonych, choć nigdy niezatrzymanych świadków w tej sprawie.
- Skąd ma pan wiedzę o ustawianiu meczów?
- Mam informacje z pierwszej ręki, na własne oczy widziałem, co się działo. Teraz jestem kluczowym świadkiem prokuratury wrocławskiej w sprawie łapówek przekazywanych przez klub ekstraklasy Świt w sezonie 2003-04. To od moich zeznań zaczęła się seria zatrzymań, która trwa do dzisiaj. A jestem przekonany, że już wkrótce do Wrocławia zostaną dowiezieni kolejni ludzie umoczeni w tej aferze. Wszystko zaczęło się od mojej wizyty we Wrocławiu w czerwcu tego roku. Bo wcześniej prokuratura miała wiedzę, ale brakowało jej konkretów. Dopiero ode mnie dowiedzieli się, kto, gdzie, kiedy i w jaki sposób kupował mecze dla Świtu.
- A kim pan był w Świcie?
- Miałem firmę, której zadaniem było sprowadzanie do Świtu nowych sponsorów. Dlatego byłem w środku tego wszystkiego.
- Kiedy pana zatrzymali?
- Wcale mnie nie zatrzymali, ja sam się do nich zgłosiłem.
- Dlaczego?
- Miałem swoje problemy niezwiązane z piłką nożną. Grożono mi.
- Kto panu groził i dlaczego?
- Powiedzmy, że miałem wiedzę i pewnym osobom bardzo zależało, żebym jej nie przekazał dalej.
- Na temat jakiegoś przestępstwa?
- Tak, gospodarczego.
- I co, zgłosił się pan do CBA?
- Tak. Opowiedziałem agentom CBA o korupcji w klubach piłkarskich.
- No to jak zaczęły się przekręty w Świcie?
- Rozmawiamy o sezonie 2003-04. Po każdym jesiennym meczu, w którym przekręcali nas ustawieni sędziowie, właściciel klubu, a zarazem właściciel firmy wędliniarskiej - Wojciech Sz., wściekał się, mówił, że ma tego dość. Irytował się i płakał, bo też chciał kupować mecze, ale nie miał odpowiednich dojść. Miał układy i dojścia, które były dobre na trzecią czy drugą ligę. Ale na ekstraklasę jego kontakty były za słabe.
- I co?
- I pojawił się u nas Janusz Wójcik.
- A jak Wójcik trafił do Świtu?
- Pewnego dnia do klubu przyjechał Zbigniew Boniek, który już wtedy zastanawiał się, jak przekonać Wojciecha Sz., żeby wszedł w sponsorowanie Widzewa. To on polecił panu Sz. trenera Janusza Wójcika. Do kluczowego spotkania doszło w firmie wędliniarskiej Sz. Wzięli w nim udział m.in. Boniek, Wójcik, Sz. oraz jego zastępca Janusz S. Ja też tam byłem.
- A może w Świcie zatrudniono Wójcika, bo to po prostu bardzo dobry, doświadczony trener? W końcu to były selekcjoner...
- Tylko że Wójcik nawet treningów z piłkarzami zbyt często nie prowadził.
- To kto je prowadził?
- Jego asystent. Raz ktoś zapytał Wójcika, dlaczego skoro jest pierwszym trenerem, to w ogóle nie bierze udziału w zajęciach? Odparł, że on tu nie jest od trenowania, tylko od załatwiania.
- To pan jako "człowiek od załatwiania sponsorów" wręczał arbitrom pieniądze?
- Bezpośrednio nie, to nie ja wręczałem im koperty. Ale często pakowałem pieniądze przeznaczone dla sędziów.
- To kto je wręczał?
- Najczęściej Janusz Wójcik albo dyrektor Andrzej L.
- Jakie to były kwoty?
- Z reguły sędzia dostawał 20-30 tysięcy złotych. Ale bywało i więcej, bo niektóre spotkania obstawialiśmy dwutorowo. Chcieliśmy mieć wszystko pod kontrolą. Dlatego czasem próbowaliśmy docierać do sędziego i kilku piłkarzy rywala.
- Jakiś przykład?
- Mecz z Lechem Poznań. Poszło na to aż 100 tysięcy złotych.
- No tak, zatrzymali już jednego piłkarza Lecha za ustawienie tego meczu, Zbigniewa W.
- Ale nie tylko on sprzyjał w tamtym meczu Świtowi. Bo dla piłkarzy było 70 tysięcy. Reszta miała trafić do sędziego. We wrocławskiej prokuraturze zeznałem, że według mojej wiedzy arbiter wziął 30 tysięcy za pomoc Świtowi w tym meczu.
- Ale skąd pan to wie? Widział pan to na własne oczy?
- Tak. Sędzia przyszedł do klubu po pieniądze. To było 30 tysięcy, a ja je pakowałem. Wszedł do budynku klubowego, że niby do sekretariatu idzie coś podpisać, ale wiedział dobrze, gdzie ma skręcić. Wszedł do pokoju, schował pieniądze do takiej małej sportowej torby i wyszedł.
- Skąd były te pieniądze na łapówki?
- Przywoził je do klubu Wojciech Sz. ze swojej firmy wędliniarskiej. Śmialiśmy się, że banknoty pachną jeszcze kiełbasą.
- I co się z tą kasą działo?
- Najczęściej pakowaliśmy je w koperty, w jednym z klubowych pomieszczeń.
- Kiedy dawaliście je arbitrom?
- Przeważnie dzień przed meczem.
- To po kolei. Od którego spotkania to się zaczęło?
- Od wiosny 2004. Pierwszy kupiony mecz to był ten z GKS (Świt wygrał 1:0 - red.). Wójcik jeszcze nie siedział na ławce trenerskiej, bo nie był potwierdzony w związku jako szkoleniowiec Świtu i do protokołu był wpisany Grzegorz Zmitrowicz. Ale "Wujo" już działał. Choć wtedy podobno sędziemu pieniądze miał wręczyć osobiście Sz. w jednej z warszawskich restauracji. To było 20 tysięcy, wiem, bo sam je pakowałem.
- Ale nie był pan przy wręczaniu łapówki?
- Nie.
- Jak było z następnym ustawionym meczem?
- To było spotkanie z Odrą (3:1 dla Świtu - red.). Sędzia Jarosław Ż. wziął 22 tys. Odebrał je normalnie - u nas w klubie.
- Potem było 2:2 na wyjeździe z Amicą, po którym trener rywali Stefan Majewski wściekał się, że piłkarze wykręcili mu numer...
- Słyszałem, że działacze Świtu chcieli podejść sędziego Piotra S. Czy im się udało? - Nie wiem, bo to był mecz na wyjeździe, więc na nim nie byłem. W każdym razie pieniądze przygotował Sz. i dał je Wójcikowi.
- Następne spotkanie to 1:0 z Łęczną...
- Wójcik miał zapłacić sędziemu Krzysztofowi S. w warszawskiej restauracji Mexicana.
- A jak dokładnie było z meczem z Polonią Warszawa?
- Ten mecz sędziował zatrzymany niedawno Grzegorz G. Z tego, co wiem, miał wziąć 28 tysięcy. Wójcik umówił się z nim w hotelu Marriott. Tam jest taka restauracja na dole i to w niej "Wujo" miał wręczyć mu pieniądze.
- Jest pan pewien, że te pieniądze trafiły ostatecznie do sędziów?
- Raczej tak, choć mówiło się, że Wójcik lubił skasować dla siebie prowizję. Jeden z sędziów poskarżył się nawet, że dostał mniej, niż było ustalone.
- Często trzeba było przekupić i sędziego, i piłkarzy rywala?
- Jak rywal był za silny, to trzeba było tak zrobić. To już zależało od oceny Wójcika, który dobrze wiedział, jaka pomoc jest w danym spotkaniu potrzebna.
oni sędziowali mecze świtu w rundzie wiosennej sezony 2003/04
14. kolejka Świt - Widzew 0:0 - Piotr Siedlecki
15. kolejka Świt - Wisła Kraków 1:2 - Zbigniew Bakaluk
16. kolejka Świt - GKS 1:0 - Tomasz Cwalina
17. kolejka Górnik - Świt 1:0 - Leszek Gawron
18. kolejka Świt - Odra 3:1 - Jarosław Żyro
19. kolejka Amica - Świt 2:2 - Piotr Siedlecki
20. kolejka Świt - Łęczna 1:0 - Krzysztof Słupik
21. kolejka Wisła Płock - Świt 2:0 - Tomasz Mikulski
22. kolejka Świt - Polonia 2:1 - Grzegorz Gilewski
23. kolejka Legia - Świt 3:1 - Tomasz Cwalina
24. kolejka Świt - Lech 1:0 - Robert Małek
25. kolejka Groclin - Świt 3:1 - Tomasz Mikulski
26. kolejka Świt - Polkowice 0:0 - Grzegorz Kasperkowicz