Ale rozmowa jakoś się nie kleiła. No bo tak: Małysz jak zawsze drugi. Kubica dał ciała w nowym bolidzie. Kiedy już zapanowała grobowa cisza, szwagier podrzucił nowy temat: Palikot chce być premierem! No i zawładnął pan poseł naszym niedzielnym wieczorem. Ostro było. - Jak to? Taki pajac z wibratorem w ręce ma mój kraj reprezentować? A jak ze świńskim ryjem na szczyt w Brukseli pojedzie, to co będzie? - argumentowałem.
Patrz też: O księżej gosposi
- Ale za to jak wesoło będzie - kłócił się szwagier.
Do połowy drugiej flaszki nie mogliśmy dojść do porozumienia. Ale magiczną moc ma jednak żołądkowa. Przy trzeciej butelce byliśmy już zgodni. I ustaliliśmy, że Palikota wyślemy do ONZ. Szwagier się ucieszył, że wreszcie będzie umiał poprawnie wymówić nazwisko sekretarza generalnego. A ja - że nie będę musiał Palikota codziennie oglądać!