Niektóre fragmenty pamiętników Bartka Waśniewskiego jeżą czytelnikowi włosy na głowie. Jeden z nich z nich dotyczy narodzin małej Madzi, która na świat przyszła... martwa. "Madzia urodziła się w 37 tyg. ciąży. Ważyła 2700 gramów. Mierzyła 55 centymetrów. Na głowie miała czarne włoski, zupełnie jak ja, gdy się urodziłem. Owinięta była w kocyk. Nie mogłem jej dotykać ani pocałować. Gdy wyjęli Madzię, nie oddychała. Po reanimacji odzyskała tętno, jej serduszko zaczęło bić".
>>> Proces Waśniewskiej 17.06: Zapis relacji na żywo z 9. dnia procesu mamy Madzi na Se.pl
Dziecko przeżyło i, jak opisuje Waśniewski, było dla niego wszystkim, było jego oczkiem w głowie. Mężczyzna wspomina, że w najlepsze miesiące zarabiał 1400 zł, a mimo to starczało im na opłaty. Madzia miała z kolei tyle zabawek, że w nich tonęła.
Opis ten jest szczególnie drastyczny w porównaniu z innym fragmentem jego wspomnień, w którym zapoznajemy się ze stosunkiem Katarzyny Waśniewskiej do... zwłok ich córki. Bartek pisze w swoim pamiętniku: O stosunku Matki do dziecka świadczy stosunek do zwłok... Katarzyna raz później (po pogrzebie - red.) użyła takich słów: To nie była już Madzia, to już nie była ona. Już na nią nie patrzyłam tak jak wcześniej - czytamy w pamiętniku Waśniewskiego. W filmie pt. "Umarłem społecznie" Bartek stwierdził z kolei, że można było odnieść wrażenie, że Waśniewska po śmierci Madzi "czuła się wolna". Czy dziecko było dla niej na tyle wielkim ciężarem, że aż musiała się go pozbyć?