>>> PRZECZYTAJ PAMIĘTNIKI LEPPERA <<<
Andrzej Lepper przez lata wspinał się na polityczny szczyt. Nam, jak przed sądem, opowiedział o całym dotychczasowym życiu:
Dom i młodość w PGR
Domu rodzinnego, w którym się urodziłem i wychowałem, już nie ma. Bloki na jego miejscu postawili. To była stara wiejska chata, a raczej czworaki. Podobna do innych. Wchodziło się do sieni, na wprost była kuchnia. Po lewej i prawej stronie pokój. I jeszcze wolna przestrzeń pośrodku, w której mój worek bokserski przez lata wisiał.
Przed domem było bajoro przypominające staw. I te krowy kąpiące się razem z nami, wiejskimi dzieciakami. Coś strasznego! Aż dziw bierze, że byliśmy zdrowi i jakieś choróbsko się nie przyplątało.
Kiedy niedawno byłem w Indiach, wspomnienia wróciły - te same chaty, bajoro. Młodość stanęła mi przed oczami. Młodość w PGR. Bo ja jestem dzieckiem PGR-u. Dziś Stowięcin (pod Słupskiem) to duża, rozwinięta wioska. Ale starzejąca się. Niewielu żyje tu z ziemi. Większość zajmuje się handlem. Inni pracują w okolicznych miejscowościach. Sporo osób wyjechało za granicę. Dwie moje siostry tam wciąż mieszkają. A w sumie było nas dziesięcioro.
Cztery siostry i pięciu braci. Jestem ostatnim dzieckiem Jana i Anny Lepperów. Dzisiaj na świecie zostało nas już tylko pięcioro (ja, trzy siostry i brat). Kontakt mamy ze sobą dobry, choć rzadki. Spotykamy się zazwyczaj na grobie rodziców i przy okazji pogrzebów. Rzadziej na weselach się bawimy. Całe rodzeństwo na państwowych posadach pracowało. Ja tylko gospodarzem zostałem.
Cholesterol zabił mojego ojca
Dom rodzinny wspominam ciepło, mimo że - co tu ukrywać - bieda była. W dodatku ojciec zmarł, gdy miałem 11 lat. Cholesterol go zabił. Wtedy nazywano to ogólnym przetłuszczeniem organizmu. "Andrzejku" do mnie mówił. Bardzo go nam po śmierci brakowało. Surowo nas chował.
Lepper: Poznałem smak ciężkiej pracy - czytaj na NASTĘPNEJ STRONIE >>>
Lania co prawda nigdy mi nie spuścił, ale i tak człowiek czuł do niego wielki respekt. Ale i szacunek. Zresztą jak całe rodzeństwo. Pamiętam to jego spojrzenie... Nieraz siostry Kazimiera, Genowefa i Maria przy stole śmiechu opanować nie potrafiły. Musiały wyjść z pokoju i jedzenie zostawało. Nie było zmiłuj się.
Smak ciężkiej pracy
Po śmierci ojca trzeba było wydorośleć i matce pomagać. A mama schorowana była. Na prawej nodze zrobiła się otwarta rana. Kiedyś różą to nazywali. Lekarstwa na to nie było. Do tego doszły inne powikłania. Wojna, w czasie której o mało nie została rozstrzelana, ciężka praca i dziesięcioro dzieci na zdrowiu odbić się musiały.
Już jako smarkacz smak ciężkiej pracy na roli poznałem. Mogłem mieć góra 12 lat, jak na selekcję ziemniaków do PGR-u biegałem. Praca może i ciężka nie była, ale za to jak uciążliwa. O 4 rano trzeba było wstawać, bo w promieniach słońca mozaiki (choroba ziemniaków) widać nie było.
Wtedy też pierwsze pieniądze zarobiłem. Nie pamiętam dokładnie ile. Wiem, że wszystkie matce oddałem. Potem były żniwa i praca pomocnika kombajnisty. Najczęściej przy ciężkich workach. Ale nie wymiękałem. Życie hardość charakteru i krzepę kształtowało.
Pierwsza krew
Pamiętam, że od sierot mnie niektórzy wyzywali. I popychać próbowali. Nieraz do ostrych starć dochodziło i krew się lała. Brat Antoni, który w Czarnych Słupsk boksował, przywiózł do domu rękawice bokserskie. Okładałem więc worek ze zbożem albo ramę od drzwi. Gorącą głowę w kościele człowiek studził. A mama starannie dbała o nasze religijne wychowanie. Pomimo choroby codziennie do kościoła biegała.
Lepper: Chciałem zostać księdzem - czytaj na NASTĘPNEJ STRONIE >>>
Pięć lat miałem, jak do mszy służyć zacząłem. Bardzo szybko tajniki liturgii opanowałem. Codziennie przed szkołą na mszę się chodziło. No chyba że choroba zmogła. Służyłem do 15. roku życia. I w głowie myśli o sutannie i seminarium kiełkować zaczęły.
Lepper chciał zostać księdzem
Bardzo poważnie myślałem o zostaniu księdzem. Ale z planów nic nie wyszło.
Dlaczego?
Cóż, trzeba to otwarcie powiedzieć - dziewczyny zaczęły mi się podobać. Najwidoczniej nie byłem powołany. Mama nigdy nie nalegała, choć myślę, że chciałaby, aby jedno z dzieci Bogu służyło. Niedawno siostrzeniec księdzem został.
A ja? W ciężkich chwilach zwracam się do Boga słowami modlitwy, której mnie matka nauczyła: "Wspomnij o Najdobrotliwsza Matko, Panno Maryjo, już od wieku nie słyszano, aby ktokolwiek uciekając się do Ciebie, Twej pomocy wzywając, Ciebie o pomoc prosząc, miał być opuszczony...".
Czasem też prostym, chłopskim językiem do Niego mówię.