Wodociąg biegnie 250 m od domu Wójcików. Teoretycznie pan Bogdan mógłby sam sfinansować inwestycję. - Niestety, same plany to wydatek kilkunastu tysięcy złotych. Nie stać mnie na to - rozkłada ręce i wyciąga z szuflady dokumenty, z których wynika, że w 1993 r. jego rodzina wpłaciła na wodociąg pół miliona starych złotych. - Te pieniądze wpłacił teść. Teraz przepisał dom na nas i ja o to walczę - dodaje.
Dlaczego wodociągu nie doprowadzono do domu Wójcików? Tego nie da się już ustalić. Ludzie z komitetu wiejskiego, który zbierał na inwestycję pieniądze, zdążyli poumierać, a obecne władze gminy Pilzno wzbraniają się przed odpowiedzialnością za sprawę sprzed ćwierć wieku. Efekt jest taki, że Wójcik sam destyluje wodę spływająca z pół, zbiera deszczówkę, a jak się da, to traktorem przywozi drogocenny płyn w beczce od swojego brata. Tę do picia kupuje w sklepie. - Myślałem kopać studnię, ale się nie dało - kwituje.
Jak długo potrwa ta gehenna? Wygląda na to, że szybko się nie skończy. - Gmina nie może przyłączyć Wójcików do istniejącego wodociągu, bo nie pozwalają jej na to przepisy - wyrokuje Krzysztof Krawiec, zastępca burmistrza. Słowem, albo Wójcikowie wygrają w totka i na własny koszt podłączą się do wody, albo będą żyli jak za króla Ćwieczka.
Zobacz: Poznań: Potężny wybuch gazu. Kamienica po prostu RUNĘŁA [ZDJĘCIA]