To zdarzyło się w minioną niedzielę na parkingu pod szpitalem przy al. Kraśnickiej w Lublinie. Pan Grzegorz, mieszkaniec Zemborzyc Podleśnych, przyjechał tu z żoną w odwiedziny do teścia. Ona wysiadła z auta, on zaś postanowił jeszcze zapalić papierosa. Nie wiedział, że instalacja gazowa w jego wozie rozszczelniła się, gaz zbierał się pod maską, a włączony nawiew zasysał go do kabiny audi. - Wystarczyłaby iskra, żeby wszystko walnęło, a co dopiero ogień zapalniczki! - tłumaczy Michał Badach z lubelskiej straży pożarnej.
Eksplozja była tak silna, że z samochodu wypadły wszystkie szyby, szyberdach wystrzelił jak korek od szampana, a karoserię rozdęło jak balon. Świadkowie zdarzenia rzucili się na pomoc. Bali się tego, co zobaczą. Spodziewali się rozszarpanego wybuchem ciała, tymczasem ujrzeli oszołomionego, ale żywego człowieka. A o tym, jak wielka temperatura panowała we wnętrzu auta, świadczy bilet parkingowy. Wykonany z termoodpornego papieru zrobił się cały czarny!
- Pracuję jako pomocnik spawacza, więc z temperaturami mam jakieś doświadczenie - żartuje pan Grzegorz. Szkoda mu tylko pięknych wąsów, które były jego dumą. - Odrosną, grunt, że żyję - mówi. I dodaje, że to nie pierwszy cud w jego życiu. Kilkanaście lat temu w jego malucha wjechało od strony kierowcy inne auto. Z samochodu całe zostały tylko drzwi pasażera, a on miał jedynie skaleczoną rękę...
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail