O dramacie rodziny państwa Felisów pisaliśmy wczoraj. Kiedy pani Ewa trafiła do Szpitala Miejskiego w Zabrzu, by urodzić maleńką Zosię, okazało się, że dziecko jest martwe. Szpital twierdzi, że dziecko mogło nie żyć już od kilkunastu dni. A kobieta była na badaniu u ginekolog dziesięć dni wcześniej. Wówczas lekarka twierdziła, że dziecko ma się bardzo dobrze. Jak ustaliliśmy, kobieta była w czasie ciąży pod opieką znanej ginekolog. Dr Angelika W.-W. badała kobietę i dziecko regularnie. I twierdziła, że ciąża przebiega dobrze.
- Tak słyszeliśmy za każdym razem. Podczas ostatniego badania lekarka też powiedziała nam, że wszystko jest dobrze. Nie zrobiła jednak USG ani KTG. Użyła jedynie stetoskopu - mówi załamany Dariusz Felis. Kiedy zatem nastąpiła śmierć dziecka? Czy dr Angelika W.-W. nie wykryła śmierci maleństwa podczas badania, czy też zmarło ono później?
Zobacz: Tragedia na Podkarpaciu koło Krosna. Bohaterska MATKA SPŁONĘŁA, ratując czwórkę dzieci!
Lekarze ze szpitala nie mają wątpliwości. - To dziecko mogło nie żyć nawet od kilkunastu dni. Świadczy o tym tzw. objaw Spaldinga. Chodzi o to, że kości czaszki zachodzą na siebie, bo martwy mózg traci swoją sprężystość - twierdzi dr Mieczysław Rajs z oddziału ginekologicznego-położniczego w zabrzańskim szpitalu. - Jeśli Zosia nie żyła już podczas ostatniego badania, to jak lekarka mogła to przegapić? - zastanawia się Dariusz Felis. Liczy na to, że odpowiedź przyniesie mu prokuratorskie śledztwo, które już toczy się w zabrzańskiej prokuraturze rejonowej. - Przesłuchaliśmy poszkodowanego, gromadzimy materiały. Będziemy wzywać kolejnych świadków, także lekarzy. Poprosimy sąd o zwolnienie ich z tajemnicy lekarskiej - mówi prokurator Joanna Kosińska.
Dr Angelika W.-W. zarzeka się, że w czasie ostatniego badania dziecko na pewno żyło.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail