Niedawno Katarzyna Plichta założyła tajemniczą spółkę PST SA. Ona została prezesem, a jej mąż członkiem rady nadzorczej. Ale jej kariera jest znacznie dłuższa. Pani Kasia jest prezesem w Amber Gold Invest, spółce, która posiadała udziały opiewające na 30 mln zł w zlikwidowanej spółce Amber Gold Sp. z o.o. Z kolei w tej spółce Plichta była wiceprezesem. Poza tym pani Kasia była prezesem Funduszu Poręczeniowego, dawniej Amber Gold PDS, który miał ręczyć za Amber Gold Sp z o.o. Aż w końcu została członkiem rady nadzorczej w Amber Gold SA, czyli spółce, do której zostało wytransferowane 50 mln zł z kont Amber Gold Sp. z o.o.
Wszystko to wydaje się mocno skomplikowane i o ile interesy Plichtów mogą być niewiarygodne, o tyle w ich miłość wierzą wszyscy. - Związek Kasi i Marcina to materiał na scenariusz filmu o miłości. Oboje pochodzą ze zwykłych, biednych gdańskich rodzin. Nic nie wskazywało na to, że któregoś dnia będą mogli sobie pozwolić na wszystko. Razem zdobyli majątek - mówi z nutką zazdrości koleżanka Katarzyny z gdańskich Lipiec. To w tej biednej i niewielkiej dzielnicy przy wjeździe do Gdańska od strony Pruszcza Gdańskiego dorastała żona Marcina P.
Poznali się w liceum. Chodzili razem do ekonomika przy ul. Seredyńskiego w Gdańsku. - Nie siedzieli w jednej ławce, ale kolegowali się. Nic nie wskazywało, że kiedyś zostaną małżeństwem. Marcin to była taka niezdara, ale świetnie się uczył. Nie miał powodzenia u dziewczyn. Za to jej wszędzie było pełno. Była wesoła, czasem zgrywuska, ale przy tym inteligentna - mówi Dariusz, kolega Plichtów ze szkoły.
Papużki nierozłączki
Ich znajomość przetrwała szkolny czas. W końcu zostali parą, otworzyli pierwszy biznes - punkt doradztwa kredytowego. Kupili też wspólnie samochód, używaną lagunę. - To byli bardzo skromni ludzie. Tak żyli i tak się zachowywali.
Wychowywała się w niewielkim starym domu przy Trakcie Świętego Wojciecha. - Kilka lat temu Marcin zamieszkał z Kasią w domu jej mamy. To byli tacy sympatyczni ludzie - mówi pani Beata, była sąsiadka Plichtów.
Z kolei Marcin dorastał w blokowisku w dzielnicy Chełm. Nie marzyli o tym, że wkrótce będzie ich stać niemal na wszystko, a ich nazwisko będzie na ustach całej Polski. - Chociaż dorobili się fortuny, to Kasia nie zapomniała, skąd pochodzi. Kilku koleżankom, którym w życiu powiodło się gorzej, nie odmówiła pomocy, gdy przyszły do niej pożyczyć trochę pieniędzy. Ona ma dobre serce. Jest miękka, zresztą tak jak Marcin - mówi koleżanka Kasi ze szkolnych lat.
Będą zarzuty dla Katarzyny P.?
Katarzyna nie zapomniała też o swoim ukochanym, gdy ten trafił na kilka miesięcy za kratki po wpadce Multikasy. - Strasznie to wtedy przeżyła. Bolała ją ta rozłąka, bo oni to takie dwie papużki. Wszędzie razem chodzili i wszystko o sobie wiedzieli. Kasia odwiedzała go, kiedy tylko mogła. Razem ze swoją mamą robiły dla niego paczki i czekały z niecierpliwością, aż wyjdzie - opowiada koleżanka żony Marcina P.
Byli pracownicy Amber Gold, mimo że ich pracodawcy nie zapłacili im pensji za ostatni miesiąc, o Katarzynie mają dobre zdanie. - Żona Marcina P. była fajna, ale już bardziej małomówna niż on. Zawsze pięknie pachniała drogimi perfumami. Ubierała się skromnie, ale po torebce było widać, że nosi drogie rzeczy. Pracownice jej zazdrościły, ale nie wywyższała się. Uśmiechała się do wszystkich. Lubiliśmy ją i ona nas chyba też - zdradza Marcin, pracownik Amber Gold. - Plichtowie mieli dobre serce i potrafili sypnąć groszem. Jak koledze urodziło się dziecko, to dostał od nich kopertę z pieniędzmi w prezencie. Nie przyznał się, ile tam było, ale pewnie kilka tysięcy dostał. Miło ją wspominam do czasu, kiedy zaczęła się ta cała afera. Wtedy przestała przychodzić do firmy, a my zostaliśmy na bruku - tłumaczy mężczyzna.
Czy Katarzyna P. również usłyszy prokuratorskie zarzuty? Okaże się w najbliższych dniach.