W poniedziałek pani Stanisława odebrała telefon. - Cześć babciu, to ja twój wnuczek - usłyszała. Czuła, że to żaden z jej wnuków. Mężczyzna miał dziwny głos i akcent. - To ty, Bogdan? - podjęła grę, bo żaden z jej wnuków nie ma tak na imię. Na migi porozumiała się z siedzącą obok niej wnuczką Beatą, a ta wyszła z pokoju i zadzwoniła na policję.
Oszust powiedział, że miał wypadek samochodowy i potrzebuje 25 tys. zł. - Nie mam tyle - odparła. A gdy prawdziwa wnuczka podsunęła jej kartkę z napisem "przeciągaj rozmowę", zaczęła grać na zwłokę. Wypytywała o szczegóły wypadku, szkody, stan zdrowia. Udawała, że sprawdza, ile ma oszczędności w domu. - Szeleściłam kartkami, jakbym liczyła gotówkę - opowiada. Kiedy oszust dowiedział się, że uzbierała 20 tys., bardzo się ucieszył. - Przyjedzie po nie kolega, który był ze mną w aucie - powiedział. Chciał, żeby wyniosła pieniądze przed klatkę. -Wiesz, Bogdanku, że mam trudności z chodzeniem. Wyrzucę je przez okno - zaproponowała.
Pani Beata w tym czasie obserwowała okolicę. Widziała, jak pod blokiem kręci się jakiś mężczyzna. Ale nie zauważyła policjantów. Przygotowali zasadzkę tak profesjonalnie, że nie widział jej 45-letni wspólnik fałszywego wnuczka. Został zatrzymany, kiedy machał do babci wyglądającej przez okno, żeby rzuciła paczkę. Został aresztowany na 3 miesiące. - Gratulujemy obu paniom wspaniałej postawy - mówi Andrzej Fijołek z lubelskiej policji.
Zobacz także: Urzędnicy dzień wolny po Bożym Ciele odpracują w dniu marszu KOD