Panowie, tak się strzela!

Znany jest z twardej ręki i żelaznych zasad. Marcin Bochynek (66 l.), prowadzący piłkarzy Górnika Zabrze, wie, że musi wyciągnąć drużynę z kryzysu i przekazać ją nowemu szkoleniowcowi. Na razie nie wiadomo, kto nim będzie, choć Bochynek nie ma wątpliwości, że powinien to być Henryk Kasperczak (62 l.).

- To byłby najlepszy wybór - mówi. - Znamy się bardzo dobrze i wiem, że Heniek ma fach trenerski w małym palcu. Gdyby tu przyszedł, byłoby to z dużą korzyścią dla klubu. Chociaż ostatnio pojawiało się tyle nazwisk trenerów, którzy mieli tu pracować, że się pogubiłem.

- Nie jest panu przykro, że traktują pana jako "koło ratunkowe"?

- Jestem w Górniku koordynatorem. Zarząd zaproponował, abym w tym trudnym okresie poprowadził drużynę do momentu, kiedy nie wybiorą nowego szkoleniowca. Moim zadaniem jest poskładanie tego wszystkiego do kupy. Prowadząc zespół w dwóch meczach Pucharu Ekstraklasy z Ruchem (0:0) i Odrą (1:3) można śmiało stwierdzić, że piłkarze mają olbrzymie problemy mentalne. Z Wodzisławiem zdobywamy gola, wielka radość, jesteśmy już panami świata, by po 45 sekundach stracić bramkę i wiarę, że mecz można wygrać. Jak idzie, to jest fajnie, jak przestaje, to już klapa. Odbudowanie psychiczne jest w tej chwili najważniejsze. Poza tym powtarzam to drużynie do znudzenia. W piłkę nie wygra się meczu na stojąco. Musisz biegać, wyjścia nie ma. Nie wszyscy o tym wiedzą.

- W Górniku jest jednak kilku doświadczonych piłkarzy, którzy powinni sobie radzić w takich chwilach.

- I to jest właśnie najgorsze. Bo gdyby to byli młodzi piłkarze, to nie można byłoby mieć do nich pretensji. Ale są tu bardzo doświadczeni zawodnicy, ograni i popełniają duże błędy. To jest straszne.

- Co pan przekaże nowemu trenerowi?

- Mam nadzieję, że już odbudowany zespół. Poza tym mam sporo spostrzeżeń dotyczących drużyny. Z drugiej strony nie wiem, co nowy szkoleniowiec będzie chciał ode mnie usłyszeć. Na pewno może liczyć na moją pomoc.