"Super Express": - Wbrew większości komentarzy mówiących o jednym głosie Unii Europejskiej wobec konfliktu na Kaukazie szczyt UE w Brukseli pokazał głęboki podział. Przywódcy państw przyjęli stanowisko dalece kompromisowe.
Othmar Karas: - Tragiczne wydarzenia ostatniego miesiąca na Kaukazie odkryły wielką słabość Unii Europejskiej. W pierwszych dniach konfliktu UE wydawała się być zbyt słaba, a przez to niezdolna do działania i znalezienia rozwiązania problemu. Jak nigdy dotąd mieliśmy okazję przekonać się, że potrzebujemy wspólnej polityki zagranicznej i takiego dokumentu, jak traktat lizboński. Unia w takich sytuacjach musi mówić jednym głosem. I tak w przypadku Kaukazu musi mieć jasno określoną strategię wobec Rosji i byłych państw będących w strefie wpływów Związku Radzieckiego. Ale aby wypracować taką wspólną koncepcję, potrzebna jest wola polityczna.
- A może za tym różnym traktowaniem Rosji stoją względy ekonomiczne, np. Niemcy, Francja czy Włochy mają wiele wspólnych interesów z Kremlem?
- To niestety prawda. Moim zdaniem państwa UE w kontaktach z Rosją nie mogą kierować się czysto ekonomicznymi interesami, ale ogólnie przyjętymi zasadami. Oczywiście potrzebujemy dialogu z Rosją, ale nie może to być dialog wynikający wyłącznie z partykularnych kalkulacji. Tak więc Unia powinna przedyskutować sposób prowadzenia rozmów z Rosją i jasno stwierdzić, że partnerstwo z tym państwem musi być oparte na szacunku dla fundamentalnych wartości. Należy wyraźnie powiedzieć, że nie będziemy w stanie współpracować, jeżeli Rosja nie zaakceptuje zasad funkcjonujących w Unii.
- W tym tygodniu Parlament Europejski debatuje na temat kryzysu kaukaskiego. Znów mamy do czynienia z różnymi stanowiskami - jedne frakcje chcą ograniczyć się do udzielenia pomocy Gruzji, inne domagają się również wprowadzenia sankcji wobec Rosji...
- Nie chciałbym mówić o podziałach czy frakcjach w Parlamencie Europejskim. Uważam, że w ramach UE w takich kwestiach jak konflikt kaukaski musimy działać jako całość. Wydaje mi się, że rozwiązanie znajdziemy tylko wtedy, gdy wypracujemy wspólną strategię.
- Dobrze, jakie były główne punkty dyskusji?
- Podczas dotychczasowej debaty poruszyliśmy trzy zasadnicze kwestie. Pierwszą było ułożenie przyszłych stosunków pomiędzy Unią Europejską a Rosją. Drugą określenie, co konkretnie Europa może i chce zrobić, by wesprzeć Gruzję i cały region w związku z ostatnimi wypadkami. Trzecią stwierdzenie powodu, dla którego UE nie potrafi mówić jednym głosem w tak ważnych sprawach. Moim zdaniem powinniśmy wezwać Rosję do respektowania suwerenności i integralności terytorialnej Gruzji, granic państwowych uznanych powszechnie przez społeczność i organizacje międzynarodowe.
- Czy może pan ujawnić, co znajdzie się w końcowej rezolucji, która ma być przyjęta w czwartek?
- Mogę mówić za siebie. Uważam, że Unia Europejska powinna rozszerzyć swą politykę sąsiedzką również na Kaukaz. Warto rozwijać tam współpracę polityczną i ekonomiczną, a z drugiej strony, oczywiście wspierać niepodległość Gruzji. To Gruzja właśnie powinna otrzymać od UE wyraźny, sygnał mówiący, że to ona jest naszym partnerem, a nie Rosja. Jeśli chodzi o relacje z Rosją: z jednej strony musimy kontynuować z nią dialog, z drugiej trzeba jasno określić, na jakich zasadach może być on prowadzony. Podkreślić, że partnerstwo między Europą i Rosją musi opierać się na szacunku dla podstawowych, ogólnie przyjętych zasad współpracy międzynarodowej. I to właśnie znajdziemy w przyjętej przez PE rezolucji.
Othmar Karas
Wiceprzewodniczący europejskiej grupy chrześcijańskich demokratów, konserwatywny polityk austriacki, obserwator PE podczas wojny w Gruzji. Ma 51 lat