"Super Express": - Szefem naszej dyplomacji jest człowiek, który osobiście poznał realia pakistańsko-afgańskie i nie ukrywa swoich kontaktów wśród amerykańskich elit. Można się było chyba spodziewać, że powinien umieć skutecznie to wykorzystać w sprawie Piotra Stańczaka?
Jerzy Szmajdziński: - Z oceną wstrzymam się do czasu uzyskania pełnych informacji na temat działań podjętych w tej sprawie przez pana ministra Radosława Sikorskiego. Myślę, że informacje na temat 95 proc. podjętych w tej sprawie działań dyplomatycznych będzie można przedstawić na forum Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.
- Mimo szoku, jaki wywołał bestialski mord na naszym rodaku porwanym w Pakistanie, pojawia się już pytanie, czy polski rząd i służby państwowe przez cztery miesiące rzeczywiście zrobiły wszystko, aby wyrwać go z rąk oprawców?
- Politycy powinni w tej dyskusji zabrać głos na końcu, po wysłuchaniu wszystkich informacji. Na razie mamy zapewnienia MSZ, że w tej sprawie zrobiono wszystko, co było możliwe. Potrzebne są precyzyjne informacje, także ze strony służb specjalnych. Sejm, a konkretnie komisja ds. służb, musi mieć możliwość zapoznania się ze wszystkimi podjętymi działaniami - po to, aby wyciągnąć wnioski. Dopiero na tej podstawie będzie można odpowiedzieć na pytanie, czy mamy w Polsce instytucje, które są zdolne do reagowania w takich sytuacjach.
- Jacek Cichocki, sekretarz kolegium ds. służb specjalnych, też zapewnia, że służby zrobiły w tej sprawie wszystko, co możliwe...
- Pan Cichocki jest w tej sprawie zupełnie nieprzekonujący.
- Gdyby wierzyć wszystkim zapewnieniom MSZ, to Piotr Stańczak powinien być w tej chwili cały i zdrowy w swoim domu?
- W tej sprawie państwo okazało się słabe i nieskuteczne.
- Lider SLD Grzegorz Napieralski już pyta premiera Tuska, czy w sprawie tragedii Piotra Stańczaka nie powinno się zastosować tych samych standardów, jakie zastosowano, dymisjonując niedawno ministra sprawiedliwości...
- Pozostawiam to jako pytanie do premiera. Mam nadzieję, że na podstawie konkretnych informacji będzie można podjąć decyzje, które możliwie jak najdalej będą oddalone od polityki, a będą wynikały z głębokiej refleksji, czy sprawę porwanego Polaka potraktowano dostatecznie poważnie. W ostatnich latach mieliśmy do czynienia z porwaniami Polaków w Iraku i innych krajach, ale po raz pierwszy taka sprawa skończyła się tragicznie. Dlatego jest to właściwy moment na ocenę pozycji polskiej dyplomacji i naszych służb specjalnych. Fakty są takie, że obecnie, mając 1600 żołnierzy w Afganistanie na pograniczu z Pakistanem, nie mamy właściwie wywiadu wojskowego.
- Co powinna zrobić w sprawie porwanego Polaka nasza dyplomacja?
- Ta sytuacja wymagała bardzo silnej presji na rząd pakistański, co nie oznacza wyłącznie rozmów telefonicznych premiera czy wzywania ambasadora w Warszawie. Władza w Pakistanie jest słaba, ma wiele własnych kłopotów i jeśli tej presji polskiego rządu nie było, nie można było oczekiwać z jej strony prawdziwego zainteresowania losem Polaka. Po drugie, jako państwo uczestniczące w operacjach międzynarodowych musimy mieć służby zdolne zweryfikować, czy działania podejmowane przez naszego partnera są rzeczywiste i wiarygodne. W moim przekonaniu my takiej oceny nie mamy.
- Czy umieliśmy wykorzystać w sprawie Piotra Stańczaka naszego największego sojusznika - Stany Zjednoczone?
- Pomoc amerykańska wydawała się w przypadku starań o uwolnienie Polaka fundamentalna. Jednak po zniszczeniu naszego wywiadu wojskowego nie było możliwości współpracy w tym rejonie z partnerem amerykańskim.
Jerzy Szmajdziński
Poseł SLD, wicemarszałek Sejmu, były minister obrony narodowej