Kilkadziesiąt lat szczęśliwego małżeństwa, dzieci, wnuki... - Brakuje mi ciebie - pan Stefan wciąż nie dowierza, że nie ma już jego ukochanej Jadzi. Ze łzami w oczach wspomina ten nieszczęsny dzień. Państwo Woźniakowie wracali od rodziny do Parczewa, gdy nagle pani Jadwiga źle się poczuła. - Wiedziałem, że to zawał. Żona wcześniej leczyła się kardiologicznie - mówi mężczyzna. Byli wtedy jakieś 20 km od domu. - Postanowiłem, że najszybciej będzie, jeśli nie czekając na pomoc, sam zawiozę ją do szpitala w Parczewie.
Tak też zrobił. Na szpitalnym oddziale ratunkowym podano jej kroplówkę, potem zajął się nią lekarz dyżurny. Po badaniu okazało się, że pani Jadwiga będzie musiała pojechać do szpitala w Białej Podlaskiej, gdzie jest oddział kardiologiczny i specjalistyczna aparatura.
- Myślałem, że wszystko będzie dobrze. Była przytomna, wysłała mnie do domu po ubrania - wspomina. Gdy wrócił, przeraził go rejwach panujący na SOR. - Ktoś rzucił mi tylko: "Pana żona schodzi" - wspomina koszmar. Zaintubowanie, reanimacja i... długie czekanie na karetkę, która miała ją przewieźć. Karetka pojawia się 40 minut po rozpoczęciu reanimacji. Pani Jadwiga trafiła w końcu do bialskiego szpitala, gdzie lekarze dwa dni walczyli o jej życie. Bezskutecznie. Mózg był za mocno niedotleniony. Serce nie podjęło pracy...
Polecamy też: Syn znanego reżysera ZABIŁ 6 osób! Potem popełnił samobójstwo [WIDEO]