Sala posiedzeń Sejmu - zawsze ruchliwa i pełna gwaru - tym razem tonęła w posępnej ciszy. Politycy schodzili się w milczeniu. Z poważnymi, pełnymi skupienia twarzami zajmowali swoje miejsca. 18 z nich pozostało pustych. Ułożono na nich kwiaty i portrety tragicznie zmarłych parlamentarzystów.
Zebranych przywitał marszałek Sejmu Bronisław Komorowski (58 l.). - Pewnie każdy robi swego rodzaju rachunek sumienia. Myśli o słowach niepotrzebnych, które padły nieraz, które dziś bolą autorów - powiedział. Polityczni na co dzień wrogowie przyjmowali jego słowa, kiwając głowami. Wczoraj nie było między nimi podziałów. Zjednoczeni w bólu i cierpieniu słuchali, jak reprezentanci poszczególnych sejmowych klubów odczytywali nazwiska zmarłych.
Na sali byli nie tylko posłowie i senatorowie, ale i bliscy ofiar - mężowie i żony, rodzice, dzieci. Zwłaszcza tym ostatnim trudno było powstrzymywać łzy rozpaczy.
Centralną postacią był jednak wczoraj Jarosław Kaczyński (61 l.). Posłowie - nieważne, czy z prawa czy z lewa - ustawili się w długiej kolejce, aby uścisnąć mu dłoń, złożyć wyrazy współczucia, wspomóc w tej trudnej dla niego chwili. Szef Prawa i Sprawiedliwości przyjmował kondolencje. Starał się nie odwracać, nie patrzeć w górę - na puste miejsce, które normalnie zająłby jego brat - Prezydent RP Lech Kaczyński (†61 l.).