"Super Express": - Jak odbiera się w Brukseli Partnerstwo Wschodnie?
Antonio Missiroli: - Niezwykle istotne jest symboliczne znaczenie tego programu. Unia pokazuje w ten sposób, że zaczyna przywiązywać szczególną uwagę do państw leżących na wschodzie Europy. Do tej pory kraje te mogły mieć poczucie, że w porównaniu z regionem Morza Śródziemnego Bruksela jest nimi zainteresowana jakby mniej. Zwłaszcza po tym, kiedy Sarkozy doprowadził do stworzenia Unii Śródziemnomorskiej, będącej wspólnotą państw UE i krajów basenu Morza Śródziemnego.
- Partnerstwo to tylko symbol?
- Absolutnie nie! To, co jest symbolem dla jednych, dla obywateli krajów objętych Partnerstwem przekłada się na konkretny sygnał poparcia dla ich dążeń. Po drugie, Unia zdecydowała się łożyć na Europę Wschodnią znacznie większe środki niż do tej pory. Szczególnie w sytuacji kryzysu gospodarczego nie było to wcale ani łatwe, ani oczywiste. Przede wszystkim Partnerstwo jest projektem, który wskazuje konkretną strategię dla dość wąskiej grupy krajów.
- Na Zachodzie często porównuje się Partnerstwo do inicjatywy Sarkozy'ego.
- To nieco inne inicjatywy i bardzo dobrze, że wreszcie zaczęto traktować kraje Wschodu inaczej niż Południa. Stoją przed nimi inne wyzwania, inna musi być też polityka wobec państw arabskich, a inna wobec postkomunistycznych. Wschód Europy to jednak wciąż Europa. Dopóki był traktowany łącznie, jako jedno "bliskie sąsiedztwo Unii", jego obywatele mogli mieć poczucie zbywania ich przez Unię ogólnikami.
- W Polsce postrzega się wynik szczytu w Pradze jako sukces naszego kraju i pierwszą udaną inicjatywę w ramach UE. Czy słusznie?
- Jak najbardziej słusznie. Tak jak Unia Śródziemnomorska była sukcesem Francji, bo wymusiła na całej UE przyjęcie jej punktu widzenia, tak z tych samych powodów Partnerstwo Wschodnie jest sukcesem Polski. Istotne jest również to, że zaledwie w rok po opracowaniu projektu Partnerstwo stało się oficjalną strategią UE. Nie jest to tempo będące w Brukseli normą.
- Sceptycy przypominają, że po hucznym początku Unia Sarkozy'ego utknęła w martwym punkcie.
- Oczywiście nie jest to strategia bez zagrożeń. Co więcej, nie jestem pewien, czy Ukraina lub Gruzja nie miały znacznie większych ambicji. Pamiętajmy jednak, że Partnerstwo zostało już zatwierdzone jako oficjalny program UE. Teraz może działać lepiej lub gorzej, ale nie blokuje go nic na kształt konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Kiedy wejdą w życie przepisy traktatu lizbońskiego, właśnie ta inicjatywa ma szansę stać się jednym ze zrębów wspólnej polityki zewnętrznej UE. Oczywiście to tylko pierwszy krok i za nim muszą pójść następne. Jak przekonanie Moskwy do tego, że program ten nie jest w żaden sposób wymierzony w jej interesy.
Antonio Missiroli
Dyrektor analiz European Policy Centre w Brukseli