Pasażerowie LOT przeżyli chwile grozy

2009-06-22 17:12

Scenariusz podobny do tego, który podają media w wypadku zaginionego Airbusa. Burza, awaria czujnika prędkości, turbulencje i - na szczęście - awaryjne lądowanie. Chwile grozy przeżyli pasażerowie boeinga, który leciał z Chicago do Warszawy.

Na pokładzie samolotu linii LOT było 206 pasażerów i 10 członków załogi. Jak pisze dziennik.pl, już nieco ponad godzinę po starcie z Chicago znajdująca się nad Atlantykiem maszyna wpadła w burzę.

- Samolotem trzęsło niemiłosiernie. Po kolejnym wstrząsie zrobiło się ciemno, jakby wszystkie systemy elektroniczne przestały działać - powiedział serwisowi dziennik.pl jeden z pasażerów.

Po chwili światło zapaliło się, jednak pasażerowie usłyszeli trzask "jakby kadłub rozpadał się na części". Samolot zaczął bardzo szybko spadać - w ciągu trzech minut stracił ponad dwa kilometry wysokości. Piloci zorientowali się, że doszło do awarii prędkościomierza i postanowili lądować w kanadyjskim Toronto.

O tym, w jakim niebezpieczeństwie byli pasażerowie i członkowie załogi boeinga, świadczą opinie ekspertów, którzy wskazują, że właśnie awaria czujnika prędkości mogła być przyczyną katastrofy airbusa Air France. Piloci nie wiedzą wówczas, z jaką prędkością lecą, a wraz z utratą prędkości skrzydła tracą siłę nośną i maszyna zaczyna spadać.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki