Lekarze dają mu nadzieję, że już we wrześniu powinno być z nim znacznie lepiej. To dobra wiadomość dla niego. Ma stanąć w szranki o prezydenturę Warszawy.
Wysoki, szczupły, wysportowany. Aż trudno uwierzyć, patrząc na Pawła Poncyljusza, że mógł mieć jakieś problemy ze zdrowiem. A jednak. Podczas kampanii prezydenckiej, kiedy poseł pracował na wysokich obrotach, bóle pojawiały się coraz częściej i nie chciały ustąpić. Promieniowały od pośladka do łydki, drętwiały mięśnie. Cierpienie było nie do wytrzymania. Nie było na co czekać.
Jak tylko skończyła się kampania prezydencka, lekarze położyli Pawła Poncyljusz w szpitalu. W podwarszawskim Konstancinie zoperowano mu piąty kręg lędźwiowy. - Wycięto mi część dysku, który drażnił nerw kulszowy, przez co bolała mnie noga - relacjonuje Paweł Poncyljusz. Od połowy lipca poseł wraca do formy, ale o pełnym zdrowiu nie ma jeszcze mowy. - Luksus siadania dopiero we wrześniu. Na razie ćwiczenia i rehabilitacja, bo ta dolegliwość może wrócić - informuje poseł. Ma więc czas, by wydobrzeć i nabrać sił do kampanii samorządowej.
Paweł Poncyljusz jest bowiem numerem 1 wśród kandydatów PiS do wyścigu o prezydenturę stolicy. Przeciwnicy pomysłu wystawienia go podszeptują Jarosławowi Kaczyńskiemu, że Poncyljusz "nie jest z korzenia PiS" i jest ryzyko, że po wygranej urwie się z partyjnej smyczy. Swoją samodzielność pokazał, kiedy otwarcie krytykował prezesa PiS.
Poncyljusz ma też jeszcze jeden feler - wciąż nie może skończyć studiów magisterskich. - To wstyd, że wystawimy niedoszłego magistra przeciwko prof. Hannie Gronkiewicz-Waltz - mówi nam jeden z warszawskich posłów PiS. Czy brak tytułu przekreśli prezydenckie ambicje Poncyljusza?