Rodziny i bliscy zmarłych w katastrofie smoleńskiej w różny sposób starają się zachować i kultywować pamięć o nich. Powołują fundacje, budują pomniki. Tymczasem wspomnienie o posłance i byłej szefowej Kancelarii Prezydenta Jolancie Szymanek-Deresz jej najbliżsi postanowili pielęgnować w specjalny sposób. Jak opowiada nam Paweł Deresz, jego wnusia otrzymała imię po tragicznie zmarłej babci.
Zapala znicze na Powązkach
- Żona nie doczekała jej narodzin i to bardzo boli. Natasza urodziła się niedługo po jej śmierci. Postanowiliśmy jednak, że na pamiątkę mojej żony damy jej na drugie imię Jolanta. Kiedyś, jak podrośnie, opowiem wnusi o tym, jaką miałaby wspaniałą i kochającą babcię... - nie kryje wzruszenia Paweł Deresz. Z wnuczką często chodzi na grób ukochanej żony. Dziś, w dniu piątej rocznicy katastrofy smoleńskiej, również tu będą. - Natasza zapala już sama znicze na grobie babci - dodaje Paweł Deresz, który mimo upływu lat wciąż bardzo tęskni za małżonką.
Zobacz też: Mama kpt. Arkadiusza Protasiuka: Mój syn jest niewinny, został kozłem ofiarnym!
Życie po Smoleńsku
Po katastrofie smoleńskiej jego życie się bardzo zmieniło. Doskwierają mu samotność i ból, a najgorzej jest wieczorami i o poranku. - Żona była całym moim życiem. Spędziliśmy ze sobą trzydzieści lat, a poznaliśmy się w 1977 roku w Bułgarii. Mimo że Joli nie ma ze mną od pięciu lat, to nadal bardzo ciężko mi się z tym pogodzić. Moje życie się przewróciło, a samotność jest okropną rzeczą. Na szczęście mam co robić. Jestem korespondentem zagranicznej prasy. Pomagam córce i zięciowi wychowywać wnuczkę. Oprócz tego dbam o ogród, grywam w tenisa, brydża, czytam książki, chodzę do teatru i kina. Staram się normalnie żyć i funkcjonować, choć bez Joli nic już nie będzie takie samo - kwituje Paweł Deresz.