- Nikogo nie szantażowałem, nie chciałem wyłudzić jakichkolwiek pieniędzy. Chciałem udowodnić, że telewizja publiczna nadal jest w pełnej gotowości do działań na zlecenia polityków - tłumaczy się "SE" Paweł Miter (25 l.). O jego brawurowym wyczynie napisała wczoraj "Rzeczpospolita".
W skrócie historia przedstawia się następująco: 27 listopada Paweł Miter wysłał do ówczesnego prezesa TVP Włodzimierza Ławniczaka (+52 l.) e-maila, w którym podszył się pod Jacka Michałowskiego (56 l.), szefa Kancelarii Prezydenta. Rzekomy urzędnik polecał Mitera do pracy w TVP. Jeszcze tego samego dnia młody wrocławianin otrzymuje odpowiedź. Oczywiście na tak.
Patrz też: Bezrobotny udawał milionera, zwiedził Paryż i Amsterdam na obietnicę przelewu 150 tys. złotych
Został VIP-em
Rozmowy o pensji i warunkach zatrudnienia nie ciągną się długo i już 4 stycznia Miter podpisuje umowę o dzieło z wynagrodzeniem 13 tys. zł miesięcznie plus 5-7,5 tys. zł za odcinek programu, który miał powstać. - Obiecano mi, że będzie to program na miejsce Pospieszalskiego - opowiada nam. Z relacji w "Rzeczpospolitej" wynika, że z miejsca stał się on na Woronicza kimś, z kim trzeba się liczyć, bo stoją za nim politycy. Miał na żądanie samochód z kierowcą i VIP-owską przepustkę.
TVP zawstydzona
Jego program miał ruszyć 1 marca, ale wcześniej 8 lutego TVP rozwiązała z nim kontrakt. W telewizji dowiedzieli się ponoć o tym, że w Kancelarii Prezydenta nikt go nie zna.
- Jesteśmy w trakcie przygotowywania wniosku do prokuratury w sprawie oszustwa - mówi nam Joanna Stempień-Rogalińska, kierownik zespołu prasowego TVP. - Zawstydzające jest to, że telewizja tak łatwo dała się oszukać. Chciałabym podkreślić, że ta prowokacja wskazuje na potrzebę zmiany w sposobie działalności telewizji publicznej. Żadne telefony, e-maile od polityków nie mogą być podstawą do jakiejkolwiek decyzji - dodaje.
Tymczasem Paweł Miter jest zadowolony z siebie. - Udowodniłem, jaki tam jest syf - mówi. Wie, że za fałszowanie e-maili grozi do pięciu lat więzienia. - Mam jednak dowód, że to była prowokacja. Kiedy napisałem e-maila do TVP, powiedziałem o tym dziennikarzowi Mariuszowi Szczygłowi. To moja obrona, że nie chciałem wyłudzić choćby złotówki - mówi "SE".
praca po znajomości
87 proc. Polaków uważa, że politycy i wysocy rangą urzędnicy załatwiają swoim znajomym pracę i intratne zlecenia. Podobnie tyle samo osób uważa, że załatwianie znajomym pracy w urzędach, bankach i firmach jest czymś normalnym - wynika z raportu CBOS z 2010 roku