Minister spotkał się z dziennikarzami zaledwie kilkadziesiąt minut po wizycie w gabinecie Donalda Tuska. Premier zażądał od niego szczegółowych wyjaśnień dotyczących wczorajszej publikacji "Dziennika". Gazeta napisała, że wicepremier zbudował wokół siebie układ, a jego najbliżsi znajomi "żyją dzięki temu, że mogą uszczknąć trochę publicznego grosza".
Pod adresem polityka PSL padło wiele zarzutów, które stawiają go w niekorzystnym świetle. - Ja się niczego nie boję, ale nie lubię, gdy ktoś mnie szpieguje - mówi Waldemar Pawlak. Artykuł w "Dzienniku" nazywa "wyrafinowaną insynuacją". - Jeżeli macie coś do mnie, to walczmy na polu politycznym - podkreśla.
"Dziennik" twierdzi, że Pawlak dziś nie ma już żadnych udziałów w firmach, również tych, które żyją ze strażackich pieniędzy. Nie ma, bo wszystkie podarował albo sprzedał. Komu? Fundacji Partnerstwo dla Rozwoju. Oczywiście fundacja też nie jest przypadkowa. Jej prezydentem jest 71-letnia kobieta - Marianna Jadwiga Pawlak, prywatnie matka wicepremiera. Dlaczego właśnie ona? - Wybrałem mamę, bo do niej mam zaufanie - tłumaczy.
Wicepremier głośno zastanawia się, dlaczego publikacja pojawiła się akurat teraz i kto za nią stoi. Na konferencji zasugerował nawet, że to spisek, którym mogą kierować ludzie z niemieckiej centrali Axel Springer (wydawcą "Dziennika" jest Axel Springer Polska).
Czy zamieszanie nie zaszkodzi koalicji? - Koalicja działa dobrze i nie ma żadnego zagrożenia dla jej funkcjonowania - zapewnia Pawlak. Otwartym pytaniem pozostaje jednak, czy wicepremier powinien być jednocześnie szefem zarządu głównego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych. Pawlak nie widzi w tym nic złego i nie ma zamiaru rezygnować ze stanowiska.
Wszystkim, którzy w zachowaniu Waldemara Pawlaka widzą coś niestosownego, przypominamy jego słowa "Nie ma nic złego w zatrudnianiu rodziny". Tak właśnie wygląda polityka prorodzinna w wykonaniu PSL.