- To śmieszne, co ona mówi. Proszę sobie zestawić nasze zdjęcia... - W ten sposób Pawłowicz odpowiada na atak Anny Grodzkiej, która w rozmowie z "Super Expressem" sugeruje, iż posłanka PiS może mieć męskie geny. Jednak, mimo że słowa kandydatki na marszałka Sejmu wyraźnie ją zabolały, posłanka PiS nie chce dalej brnąć w wymianę ciosów. - Na takie zaczepki nie chcę odpowiadać - kwituje nam Pawłowicz.
Ta powściągliwość może być efektem reprymendy, jaką za swoje płomienne przemówienia w sprawie związków partnerskich Pawłowicz miała otrzymać od władz PiS-u. To właśnie ona w ubiegłym tygodniu jako pierwsza otworzyła ogień w wojnie o to, kto ma męskie geny. I jak tylko mogła, starała się dopiec Grodzkiej. - W jednej audycji w radiu byliśmy razem i on mi udowadniał, że jest, że kobietą się czuje. (...) No, jaka pani? No, twarz boksera. To nie jest tak, że jak się człowiek nażre hormonów, to jest kobietą. Kod genetyczny tu decyduje. Daj pan badanie krwi, zrobimy. Tego nie zmieni żadna operacja - mówiła w trakcie spotkania w Mińsku Mazowieckim. Teraz za te słowa ukarania Pawłowicz domagają się politycy Ruchu Palikota.