- Ja na przykład, jak się z Heńkiem spotkam i o polityce czy meczu rozmawiamy, to też czasem parę słów na różne litery do niego używam i on wcale się nie obraża, a ja tym bardziej - mówi szwagier. - Bo ważniejsza chyba jest temperatura i pasja dyskusji rozbudowanej oraz wielopłaszczyznowej od sztywnej formy czy wpychania w konwenanse...
On to jednak ma łeb. No bo jakby to brzmiało, gdyby jeden minister do drugiego wzburzony brakiem zrozumienia kolegi z innego resortu zamiast prostego słowa na "s" powiedział na przykład: "oddal się w popłochu" albo "opuść samowolnie ten teren", względnie "przenieś się stąd w inne miejsce".
Szkoda czasu na takie słowolejstwo. Jednak żeby uniknąć takich niewygodnych sytuacji, jaka się przydarzyła pani minister, proponuję jeszcze inną formę komunikatu na "s" - pędź bizony! To hasło spod trzepaka mój syn przytargał do domu. Użył i nikt się nie obraził! Nawet moja żona.