To miał być męski wyjazd dziadka i wnuka. Przygoda, pieczone kiełbaski z ogniska, wędkowanie. Na małą polanę nad Jeziorem Przemęckim nieopodal Wolsztyna przyjechali pod koniec lipca z przyczepą kempingową. Spartańskie warunki nie były im straszne. Przeciwnie, bardzo cieszyli się na takie wakacje.
- Było widać, że ten chłopiec to oczko w głowie starszego pana - mówią biwakowicze, którzy wypoczywali na jednym polu namiotowym z panem Bronisławem i jego wnuczkiem. - Do głowy by nam nie przyszło, że może im się coś stać...
Tragedia wyszła na jaw, gdy wczasowicze zaniepokoili się, dlaczego z przyczepy pana Bronisława nikt nie wychodzi, chociaż jej mieszkańcy zwykli wstawać wcześnie rano. Zaglądanie przez okno na niewiele się zdało, tak jak stukanie do drzwi. W środku panowała głucha cisza. Dopiero po wyważeniu drzwi okazało się dlaczego. - Obaj wyglądali, jakby spali - mówią wstrząśnięci mieszkańcy kempingu.
- Dostaliśmy zgłoszenie tuż przed godz. 11. Niestety, na ratunek było za późno. Oni umarli prawdopodobnie już w nocy. Z relacji świadków wynika, iż po otwarciu drzwi przyczepy czuć było woń gazu - relacjonuje Artur Lorenz z Komendy Powiatowej Policji w Wolsztynie..
Co było przyczyną śmierci Bronisława M. i jego wnuczka? - Prawdopodobnie ulatniający się gaz. Ale na sto procent będziemy pewni dopiero po sekcji zwłok - dodaje Artur Lorenz. I apeluje do użytkowników przyczep kempingowych, aby przed włączeniem sprawdzali stan instalacji gazowej. - A przed zaśnięciem najlepiej w ogóle ją wyłączyć. Może w nocy będzie chłodniej, ale za to bezpieczniej - przestrzega.
Zobacz: Upadło biuro podróży z Krakowa. Urlopowicze muszą wrócić do kraju