Do tragedii doszło we wtorkowe przedpołudnie. Mężczyzna jak co dzień pracował wraz z bratem w tartaku. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że narzędzie, którego używa od lat, może okazać się śmiertelnie niebezpieczne.
- Pech chciał, że przechodziłem obok piły właśnie w chwili, gdy pękła. Poczułem przeszywający ból w skroni i wpadłem w przerażenie. Byłem pewien, że jedną nogą jestem już na tamtym świecie - opowiada pan Stanisław, który tego, co przeżył, nie wymaże z pamięci do końca życia. Nic dziwnego. Stalowy brzeszczot piły taśmowej wbił się mężczyźnie w kąt oka i zatrzymał się dopiero na pierwszym kręgu szyjnym.
Chwilę później na biurku prof. dr. hab. Janusza Klatki (52 l. ), chirurga otolaryngologii z Lublina, zadzwonił telefon: - Jedzie do was pacjent z ciałem obcym w twarzoczaszce - fachowo poinformowali lekarza koledzy ze szpitala w Zamościu, do którego początkowo trafił Stanisław Pawlos.
Operacja, w której profesorowi pomagał drugi chirurg i cały sztab anestezjologów oraz pielęgniarek, trwała ponad 1,5 godziny. Wszyscy stwierdzili, że gdyby brzeszczot utkwił choć o parę milimetrów dalej, byłoby nieciekawie.
- Operacja wymagała niezwykłej precyzji. Musiałem usunąć piłę tak, by niczego nie uszkodzić - powiedział po wyjściu z bloku operacyjnego prof. Klatka.
Teraz pan Stanisław wraca do zdrowia w szybkim tempie. Choć od tragicznego wydarzenia minęło zaledwie kilkadziesiąt godzin, o śmiertelnie groźnej przygodzie naszemu bohaterowi przypomina jedynie mały szew pod lewym okiem.
- Dziękuję za to, że uratowaliście mi życie - mówi mężczyzna ze łzami w oczach. Na łamach naszej gazety chce podziękować lekarzom i zapewnić, że nie zmarnuje ani jednej chwili nowego życia, które wczoraj dostał od losu.
Prof. dr hab. Janusz Klatka (55 l.), chirurg otolaryngolog z Lublina:
- To była bardzo skomplikowana operacja. Cieszę się, że udało nam się uratować oko, bo było ryzyko, że pan Stanisław je straci. Rokowania są dobre. Szacujemy, że najdalej po kilkunastu dniach pacjent wyjdzie ze szpitala