"Super Express": - Wywiad, którego nam udzieliłeś, wywołał w Lubinie szok. Podobno masz być ukarany za te wypowiedzi.
Manuel Arboleda: - Wczoraj rozmawiałem z dyrektorem klubu, Jakubem Jaroszem, i rzeczywiście: zapowiedział, że będę musiał zapłacić za to, co powiedziałem.
- I zapłacisz?
- Nigdy w życiu! Za co mam płacić? Za to, że powiedziałem prawdę? Biorę całą odpowiedzialność za swoje słowa, choć burza po tym wywiadzie zrobiła się wyjątkowa.
- W środę klub wydał kuriozalne oświadczenie, w którym wymienił z nazwiska osoby, które poczuły się dotknięte twoimi słowami. To paranoja, bo ty żadnych nazwisk w rozmowie z nami nie wymieniałeś!
- Wcześniej nie chciałem wymieniać nazwisk, ale teraz pewne rzeczy muszę wyjaśnić. Powiedziałem, że kiedyś zostałem obrażony przez pracownika odpowiedzialnego za sprzęt. W klubie pomyślano, że mam na myśli Sebastiana Kałużnego, ale to nieprawda. Sebastian i jego mama to superludzie, zawsze chętni do pomocy. Miałem na myśli poprzednika Sebastiana. Nie znam jego nazwiska, zawsze wołaliśmy na niego "Kazio". To on wypowiedział słowa, które mnie zszokowały. Że mam spierd... do mojego kraju, bo nikt mnie tu nie chce. Mam świadka, że tamto zdarzenie miało miejsce, ale nie powiem kto to, bo ta osoba wciąż pracuje w klubie i nie chcę, aby miała przeze mnie kłopoty.
- Twoje słowa wywołały też burzę w sekretariacie klubu...
- Dotknięta poczuła się pani Alicja, więc oświadczam oficjalnie, że nie ją miałem na myśli. Ona jest w porządku, podobnie jak większość pracowników sekretariatu. Ale swoją drogą, jest tam jedna osoba, która zachowuje się względem mnie nieszczególnie.
- Mówiłeś też, że chcesz odejść jak najszybciej z Zagłębia. Podtrzymujesz to?
-W stu procentach. I po raz kolejny powtarzam, że nie chodzi o pieniądze. Gdyby tak było, to już od dawna nie grałbym w Lubinie. Chodzi o to jak mnie traktowano w Zagłębiu. Ile razy prosiłem o pomoc w załatwieniu różnych spraw... Szkoda gadać. Nie czuję się przez to dobrze w tym klubie, a przykładów dziwnego zachowania drugiej strony mógłbym podać dziesiątki. Choćby sprawa przelotów. Umawialiśmy się na to, że klub płaci za przelot na trasie Wrocław - Warszawa - Kolumbia. Za każdym razem płacą jednak tylko od Warszawy, a za to, że z Wrocławia do Warszawy podwozi mnie kierowca, "kasują" mnie po 900 złotych. I tak dalej, i tak dalej.
- Czyli nie będzie ci żal opuszczać Lubina?
- Będzie, bo mimo wszystko przeżyłem tu mnóstwo fajnych chwil. I jedno chcę jasno powiedzieć: do końcowej minuty mojego ostatniego meczu w Lubinie będę dawał z siebie wszystko. Dla kibiców i dla klubu, bo to są dla mnie dwie ogromnie ważne wartości. Moim celem było, jest i będzie dobro Zagłębia i chciałbym, abyśmy jak najszybciej dźwignęli się z dołka. Bo choć bardzo chcę stąd odejść, to zamierzam to zrobić z podniesioną głową. A kibice i sam klub pozostaną w moim sercu na zawsze.