Nie ma chwili, by przy grobie Andrzeja Leppera nikogo nie było. Mieszkańcy Krup, gdzie pochowany został wicepremier z Samoobrony, przyznają, że często przy mogile widzą jego syna i żonę, którzy nie mogą pohamować łez. Zaglądają tu miejscowi, ale przyjeżdżają także turyści, którzy chcą na własne oczy zobaczyć miejsce wiecznego spoczynku Leppera.
- Tak. Jestem tu często. Dla nas, mieszkańców Krup, rolników śmierć Andrzeja to wielka strata - mówi Mieczysław Dziuba (55 l.), który od polityka Samoobrony kupił maszynę rolniczą. - Jak był na wsi, to zawsze można było z nim zagadać. Jak jeszcze był w rządzie, to przekazywał nam informacje z Sejmu. Wiedzieliśmy wszystko z pierwszej ręki. Naprawdę on dużo dla rolników zrobił. I do końca był chłopem z krwi i kości. Dlatego przychodzę na jego grób. Często widzę też i jego żonę i syna. Ale schodzę im z drogi, nie zagaduję. To dla nich ciężki czas, a i roboty w polu dużo - dodaje Dziuba.
Chwilę później do grobu podchodzi Sławomir Czyż (43 l.), mieszkający obecnie w Kędzierzynie-Koźlu. Na cmentarzu odwiedzał rodzinny grób. - Jak mógłbym i tu nie przyjść? Znałem go, rozmawiałem z nim. Zawsze, jak tylko będę odwiedzał rodzinę, będę przychodził przywitać się z Andrzejem - dodał.
Mija kilka minut i przy grobie szefa Samoobrony zjawiają się kolejne osoby - rodzina państwa Patelskich z Mieściska w Wielkopolsce. Są to rolnicy, którzy w trakcie urlopu przyjechali do Krup na cmentarz. - Lepper walczył o lepszą przyszłość dla rolników. Gdy on był ministrem, to my czuliśmy w nim oparcie. Czuliśmy się mocni, dlatego należy się jemu nasza pamięć - mówią zgodnie. Po chwili do grobu podchodzą kolejni ludzie. I kolejni, kolejni...