Jak ustalono, Jarosław Ś. od jakiegoś czasu próbował sprzedać swoje auto. Jako, że wszystkie próby kończyły się fiaskiem postanowił poradzić sobie w inny sposób. Udało mu się skontaktować z osobą, która miała sprawić, że pojazd "zniknie" a dzięki temu uzyska on pożądane przez siebie pieniądze z ubezpieczenia. Mężczyzna przyjechał więc zgodnie z zaleceniem do Warszawy, gdzie udał się na komisariat policji. Zgłosił tam, że samochód został mu skradziony. Jak twierdził, złodzieje zabrali je z podziemnego parkingu galerii handlowej, w trakcie jego niedzielnych zakupów w niej.
Sprawa dość szybko jednak okazała się być mocno podejrzana, zważywszy na fakt, że "feralna" niedziela (kiedy samochód miał zostać skradziony) okazała się być... dniem wolnym od handlu, tak więc wspomniana przez mężczyznę galeria handlowa była nieczynna. Gdy funkcjonariusze uświadomili mu jego niecodzienną pomyłkę przyznał się, że skłamał i opowiedział prawdziwą historię.
49-latek usłyszał już zarzuty. Grozi do 8 lat pozbawienia wolności.
Celnie zdarzenie to podsumował jeden z internautów, pisząc: