Szlachetne politurowane pudło w stylu późnego art deco, zaprojektowane, ewentualnie bezczelnie ściągnięte z jakiegoś zachodniego modelu przez radzieckiego projektanta, było wyposażone w wieczko, które ukrywało wiele pokręteł. Aż trzy z nich służyły do ustawiania jakości obrazu: pokrętło regulacji kontrastu, regulacji jaskrawości i regulacji ostrości. Po uzyskaniu doskonałej wypadkowej wszystkich tych funkcji można było podziwiać swoje dzieło na ekranie o wymiarach 18x24 cm. Wisła, produkowana na licencji radzieckiego telewizora Awangard, była adoptowanym dzieckiem Warszawskich Zakładów Telewizyjnych, które z kolei były dzieckiem postępu. W czasach Wisły partia nie dostrzegała jeszcze propagandowych możliwości tkwiących w szklanym okienku w drewnianej skrzynce.
Potem narodził się Belweder - telewizor w całości opracowany w kraju, brzydszy od Wisły, ale za to wykorzystujący najnowsze dostępne technologie. Belwedery miały w sobie półprzewodniki i miniaturowe oporniki - takie same, jakie w stanie wojennym nosiło się w klapie na znak oporu przeciw władzy. Nowy odbiornik był produktem prawdziwie radiowo-telewizyjnym. Kiedy kończył się program na wizji, można było jednym ruchem gałki wyłączyć pokazujący kaszkę kineskop i zamienić telewizor w zwykłe radio odbierające sygnał FM. Pod koniec lat 50. Belweder kosztował około pięciu przeciętnych pensji. Obywatel, który miał u siebie na stoliku tak kosztowny drobiazg, był poważany przez sąsiadów, tudzież wyręczany w drobnych czynnościach dnia codziennego, jak np. stanie w kolejkach czy trzepanie dywanów. Wszystko po to, by w ramach rewanżu można było wpaść do niego z własnym krzesłem i zasiąść przed ekranem "kina domowego".
Nasze Wisły i Belwedery trzymały się świetnie długie lata. Naprawiane przez mniej lub bardziej przypadkowych geniuszy elektroniki, żyjących za pan brat z diodami germanowymi, dotrwały do czasów lądowania na Księżycu. Sporo naszych rodaków obejrzało w lipcu 1969 roku bezpośrednią nocną transmisję z wielkiego skoku ludzkości właśnie na ekranach "Wisełek" lub "Belwederków".