Pilot odmówił wykonania polecenia prezydenta, zwierzchnika sił zbrojnych, i lądowania w Tbilisi, podczas trwania konfliktu Gruzji z Rosją. Ten bohaterski fakt odmowy (podkreślam - bo za to zapewne pilota nagrodzono) miał miejsce na ukraińskim niebie, a kapitan samolotu w heroiczny sposób przyziemił zgodnie planem w Azerbejdżanie.
Od dawna zresztą wiadomo: na statku pierwszy po Bogu to kapitan, tak samo w samolocie. Nawet wtedy, gdy na pokładzie znajduje się prezydent. I pewnie nie byłoby sprawy, gdyby nie słaba psychika bohatera, który nie uniósł ciężaru bycia pierwszym po Bogu - i podobno popadł w depresję.
Wszak nie wykonał rozkazu pierwszego nad Klichem. Jako leczenie zaaplikowano mu odznaczenie. Zapewne z uzasadnieniem - "za skuteczne zwalczanie Kaczyńskiego".