Piesiewicz boi się sądu

2010-01-06 4:00

Prokuratura nadal ma związane ręce w sprawie Krzysztofa Piesiewicza (65 l.). Jego koledzy z Senatu po raz kolejny nie podjęli decyzji o pozbawieniu polityka immunitetu. W tej sprawie decydujące znaczenie miał list, w którym senator nie jest już taki pewny, że chce stracić parlamentarną ochronę. "SE" dotarł do jego treści.

Sprawą immunitetu senatora Piesiewicza senacka komisja regulaminowa zajmuje się już od kilku tygodni. Na jej grudniowym posiedzeniu senatorowie nie podjęli żadnej decyzji w tej sprawie, twierdząc, że najpierw trzeba sprawdzić, czy znany scenarzysta i polityk swoją decyzję podjął dobrowolnie. Ich wątpliwości Krzysztof Piesiewicz miał rozwiać osobiście wczoraj, jednak zamiast tego wysłał pięciostronicowy list.

Patrz też: Piesiewicz spowiadał się w Religia TV

Jego treść poznało tylko wąskie grono członków komisji. - Pragnę przeprosić, że składam wyjaśnienia w formie pisemnej. Niestety, mój stan zdrowia i zalecenia lekarzy wskazują, iż ta forma jest obecnie jedynie wskazaną - pisze na wstępie senator. Dalej punkt po punkcie opisuje przebieg swojej znajomości z kobietą, która później miała go szantażować kompromitującymi obyczajowo nagraniami, a także oskarżyć o posiadanie i nakłanianie do zażywania narkotyków. - Senator Piesiewicz prosił o nieupublicznianie treści jego listu - mówi w rozmowie z "SE" szef komisji Zbigniew Szaleniec (55 l.). Co jednak najważniejsze, w swoim piśmie Piesiewicz bezpośrednio nie odnosi się do wątpliwości komisji, czy jego oświadczenie o dobrowolnym zrzeczeniu się immunitetu było złożone bez nacisków. Zamiast tego pisze, że swój wniosek sporządził bez zapoznania się z uzasadnieniem dołączonym do wniosku prokuratora. - To może wskazywać, że gdyby posiadał wiedzę na ten temat, to mógłby zmienić treść oświadczenia - twierdzi Szaleniec.

Efekt? Senatorowie z komisji nie uchylili immunitetu Piesiewiczowi.

Dlaczego senator Piesiewicz, który kilka tygodni temu sam prosił o pozbawienie go ochrony, teraz się z tego wycofuje? Prawdopodobnie taką taktykę zalecili mu jego adwokaci. Woli poczekać, aż zakończy się śledztwo przeciw szantażystom. Ich zeznania będą wówczas mniej wiarygodne. Politycy jednak nie kryją zdziwienia tym, co wydarzyło się w Senacie. - Decyzję senackiej komisji oceniam jako grę na zwłokę. Tylko po co? Skoro sam senator Piesiewicz wnosił o uchylenie mu immunitetu, to opinia komisji powinna być jednoznaczna. Uważam, że odraczając wniosek Piesiewicza, senatorowie oddali mu niedźwiedzią przysługę - twierdzi Marek Wikiński (44 l.) z SLD.

Prokuratura chce postawić politykowi zarzut posiadania narkotyków i nakłaniania innych osób do ich zażywania. Grozi mu osiem lat więzienia.

Fragment listu senatora Piesiewicza do Komisji Regulaminowej:
Pragnę przeprosić, że składam wyjaśnienia w formie pisemnej. Niestety, mój stan zdrowia i zalecenia lekarzy wskazują, iż ta forma jest obecnie jedynie wskazaną. (…) Na przełomie czerwca i lipca 2008 roku w Warszawie poznałem trzydziestokilkuletnią kobietę, z którą spotkałem się na przestrzeni 7-8 dni dwukrotnie. Następnie kobieta ta zaczęła nękać mnie nocnymi telefonami, zachowując się w sposób, który wskazywał na niezrównoważenie. Wówczas podjąłem decyzje o zakończeniu jakichkolwiek kontaktów (...)

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki