Jeszcze do niedawna mówiło się o tym, że Piesiewicz zakończy polityczną karierę i nie będzie ponownie ubiegał się o fotel senatora. Trzy miesiące temu w rozmowie z "Super Expressem" wykluczał swój start w wyborach parlamentarnych. Okazuje się jednak, że zmienił zdanie.
- Decyzja o startowaniu wymaga ode mnie odwagi. Ale myślę, że to jest w jakimś sensie konieczność - mówi Piesiewicz we "Wprost". - Ludzie doskonale wiedzą, pomimo tego incydentu, że ich nigdy nie zawiodłem. Doskonale wiedzą, że do mnie nie przylepiają się żadne kombinacje, mętne interesy, dziwne spółki, tzw. układy - przekonuje polityk.
W 2009 r. Piesiewicz był bohaterem skandalu. "Super Express" dotarł do nagrania, na którym było widać szokujące zabawy senatora. Widać było również, jak polityk wciągał do nosa biały proszek. Prokuratura podejrzewała go wtedy o posiadanie narkotyków. Śledztwo umorzono, bowiem Piesiewicza chroni immunitet.
Nadal w warszawskim sądzie toczy się proces w sprawie szantażystów senatora. Oskarżonymi są Joanna D., Halina S. i Zbigniew Sz. Zarzuty wobec nich dotyczą zmuszania Piesiewicza do "określonego zachowania" w zamian za nieujawnianie kompromitujących go materiałów - za co grozi do trzech lat więzienia.
Senator zapłacił im w sumie ponad 550 tys. złotych.
Z decyzji o starcie Piesiewicza nie są zadowoleni politycy Platformy. - Będziemy mieli problem z poparciem Piesiewicza w wyborach - mówi senator Jan Rulewski (65l., PO). To oznacza, że polityk najprawdopodobniej wystartuje jako kandydat niezależny.