W czwartek senatorowie zdecydowali w tajnym głosowaniu, że Piesiewicza nadal będzie chronił immunitet. Oznacza to, że prokuratura do końca kadencji Senatu ma związane ręce. - Przypuszczam, że po uchyleniu immunitetu śledczy chcieli poddać senatora badaniom toksykologicznym, jak to bywa z naszymi pacjentami. Jednak po tak długim czasie raczej może być ciężko znaleźć ślady narkotyków w jego organizmie. Chyba że jest mocno uzależniony.
Poza tym senator będzie mieć też czas, aby udać się na odtruwanie czy wykonać sobie dializę - tłumaczy Witold Skrzypczyk, dyrektor PROM w Łodzi. Jak zaznacza specjalista, senator będzie też mógł zadbać o to, aby zatrzeć w swoim mieszkaniu wszelkie ślady, które wskazywałyby na jego kontakt z narkotykami. - Po tak długim czasie, gdyby doszło do przeszukania jego domu, zapewne nie będzie już w nim niczego, co obciąży senatora - tłumaczy ekspert.
Tymczasem sam Krzysztof Piesiewicz, jak wynika z listu, do którego dotarł "Super Express", nie ma zamiaru dobrowolnie zrzec się immunitetu. "Uprzejmie informuję, iż mój stan psychofizyczny powoduje, że nie mogę uczestniczyć w posiedzeniu Komisji w dn. 3 lutego. W zaleceniach lekarskich po hospitalizacji mówi się o oszczędnym trybie życia i kontrolach lekarskich" - napisał do kolegów. Potwierdził, że nie ma zamiaru zrzekać się immunitetu, dopóki nie zakończy się śledztwo w sprawie szantażu wobec niego.