Na szczęście bandytę zatrzymał świadek zdarzenia, a poważnie poturbowana Julia szybko trafiła do szpitala w Lublinie.
Na samo wspomnienie o tym, co się stało, dziewczynka mocniej ściska rękę mamy Doroty (31 l.), która czuwa przy jej szpitalnym łóżku dzień i noc. Julka nie tak wyobrażała sobie feralnego dnia drogę do szkoły. Przecież spokojnie i bezpiecznie przemierzała ją setki razy. Jedyne przejście przez jezdnię, które dziewczynka musiała pokonać, wydawało się naprawdę bezpieczne i świetnie oznaczone.
W dniu wypadku, tuż przed dziewiątą rano, przed zbliżającą się do jezdni Julią zatrzymał się samochód. Julka spokojnie wkroczyła na pasy i wtedy stało się najgorsze! Zza samochodu wyjechał Krzysztof B., który wcale nie miał zamiaru się zatrzymać. Dziewczynka zdążyła tylko osłonić się rękami, ale mężczyzna z impetem uderzył w delikatne dziecko, a potem szybko wstał i nie udzieliwszy pomocy, zaczął zwiewać. Uciekającego rowerzystę złapał świadek wypadku. Zajechał mu drogę i zatrzymał do momentu, kiedy przyjechała policja. Julia ze skomplikowanym złamaniem lewej nogi (złamane obie kości: strzałkowa i piszczelowa), której operacyjne składanie trwało ponad 2,5 godziny, trafiła do szpitala w Lublinie.
Drogowy bandyta odpowie nie tylko za spowodowanie wypadku po pijanemu, ucieczkę z miejsca, ale i za naruszenie dwukrotnego sądowego zakazu jazdy wszelkimi pojazdami. Właśnie za pijaństwo! Grozi mu 4,5 roku za kratami. - Niech to odsiedzi, może wtedy zrozumie, co zrobił - płacze pani Dorota, mama Julki.