Koszmar! Pięciu chłopców wracało nad ranem z dyskoteki, gdy rozegrał się dramat. W idącą poboczem grupkę w Charszewie (woj. kujawsko-pomorskie) wjechał rozpędzony samochód. Na miejscu zginęło trzech braci oraz ich kuzyn. Piąta osoba walczy o życie w szpitalu. Szaleniec prowadzący samochód był pijany w sztok i łże, że nie pamięta wypadku...
Było kilka minut przed czwartą. Mateusz Skonieczny ( 14 l.) razem ze swoimi kuzynami Robertem ( 26 l.), Kamilem ( 21 l.) i Zbyszkiem Wejerowskimi ( 16 l.) oraz Andrzejem Jankowskim (17 l.) właśnie wracali z dyskoteki pod Rypinem. Do domu zostało im raptem kilkaset metrów. I wtedy rozegrał się dramat. Zza zakrętu wyjechał opel vectra, który uderzył z całym impetem prosto w chłopców. Zatrzymał się dopiero na drzewie. Robert, Kamil i Zbyszek zginęli na miejscu. Mateusz umarł w drodze do szpitala, natomiast Andrzej w stanie ciężkim trafił do szpitala we Włocławku. Gdy na miejsce przyjechali policjanci, właściciel samochodu leżał na drodze. W jego krwi było 1,8 promila alkoholu.
Matka Mateusza Skoniecznego jest załamana. Z trudem wspomina syna. - Tylko jego już miałam. To był mój najmłodszy syn, mieszkał ze mną. Trzech starszych jest już poza domem. We wrześniu skończyłby dopiero piętnaście lat. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Chciałabym, aby to była nieprawda - mówi Jadwiga Skonieczna (48 l.). Rodzice trzech zabitych chłopców są zdruzgotani. - W jednej chwili straciłam trzech synów - mówi zrozpaczona Krystyna Wejerowska.
Andrzej P. (25 l.), właściciel samochodu, z rozbitą głową trafił do szpitala w Rypinie. Pilnuje go policja, by nie został zlinczowany. Dziennikarzom "Super Expressu" udało się z nim jednak porozmawiać.
- Ja nic nie pamiętam. Nie wiem, czy kierowałem samochodem - bełkotał kłamliwie. Gdy słowa pijaka słyszy matka Mateusza, bladnie na twarzy. - Jak to nic nie pamięta? Ja też bym chciała nic nie pamiętać, jak bym zabiła cztery osoby - płacze matka Mateusza. Pijanemu mordercy grozi 12 lat więzienia. To śmiesznie mało za życie czterech młodych osób.