Był wczesny wieczór. Agnieszka P. (20 l.) była ze swoją córeczką Weroniką i psem w mieszkaniu na czwartym piętrze bloku przy ul. Kameralnej na Pradze-Północ. Sporo wypiła i chciała się położyć, ale nie mogła uspokoić dziecka. - Mała płakała, a ona potrząsała nią za balustradą jak lalką - opowiadają mieszkańcy sąsiednich bloków. Potem wzięła niemowlę, położyła na zimnej posadzce balkonu, a sama jak gdyby nigdy nic położyła się spać.
Leżącą na brzuszku dziewczynkę zobaczyli z balkonu sąsiedzi, którzy od razu wezwali policję, a ta straż pożarną. Gdy policjanci po sąsiednim balkonie dostali się do dziecka, na drodze stanął im ujadający pies. Wyrwana ze snu Agnieszka P. nie potrafiła nawet powiedzieć, gdzie jest jej dziecko. Miała 1,5 promila alkoholu we krwi. Nie chciała zabrać psa ani wpuścić ich do mieszkania. Zaczęła się awanturować i na komisariat pojechała w kajdankach. Malutką Weroniką zajęło się pogotowie. Całe szczęście była cała i zdrowa.
Ojciec dziecka Artur W., który wrócił z pracy późnym wieczorem, był szokowany tym, co się stało. - Ona nie piła codziennie ani dużo - bronił swojej partnerki. - Mieliśmy się pobrać, ale teraz... - zawiesił głos, nerwowo zaciągając się papierosem.
Agnieszka P. po wytrzeźwieniu zostanie przesłuchana. - Prawdopodobnie usłyszy zarzut umyślnego narażenia dziecka na utratę zdrowia lub życia, za co grozi pięć lat więzienia - mówi Robert Szumiata z Komendy Stołecznej Policji. Ważą się losy małej Weroniki. Na razie trafiła do placówki opiekuńczej.