To miała być chwila zasłużonego relaksu. Po znoju całego dnia pracy pan Józef ułożył się wygodnie na stogu siana. Nad głową leniwie przepływały mu obłoczki, dając przyjemny cień przed świecącym jasno słońcem, a w garści ściskał butelkę wybornego wina o smaku wiśniowym. Po ciężkiej harówce zasłużył na trochę oddechu. Jak tylko osuszył butelkę przysmaku, głowa zaczęła mu ciążyć. Zapadł w błogi sen. Przebudzenie miał jednak koszmarne.
Nagle poczuł przez sen straszliwe gorąco. Kiedy otworzył oczy okazało się, że wokół rozpętało się piekło. Płonęło całe pole! Z wielkich walców skoszonej słomy buchały olbrzymie płomienie, a wszystko dookoła wypełniał piekielny żar oraz gęsty, gryzący, siwy dym.
Całe szczęście, że wypite wcześniej wino nie wyparowało jeszcze całkiem z czaszki pana Józefa. Wyborny trunek dodał mu wigoru. Mężczyzna ugasił płonące spodnie, zasłonił twarz przed dymem i zaczął ostrożnie uwalniać się z zabójczych płomieni.
Strażacy, którzy przyjechali gasić przeraźliwy pożar, aż przecierali oczy ze zdumienia, kiedy zobaczyli czarną sylwetkę, która na tle wielkich płomieni desperacko walczyła o przetrwanie. To był pan Józef. Poparzony mężczyzna zdołał się wydostać ze stogu siana i został odwieziony do szpitala. - Żywy wyszedłem z prawdziwego piekła. Zaczynam swoje życie na nowo - mówi pan Józef wciąż nie wierząc, że miał takie piekielne szczęście.