Mateusz S. został wprowadzony na salę sądową w kajdankach. Unikał spojrzeń ludzi, którym zabrał najbliższych. Przez cały czas siedział ze spuszczoną głową. Kiedy zaczął zeznawać, nawet się popłakał.
- Nikogo nie chciałem zabić - mówił, jednocześnie przyznając się do tego, że wsiadł do samochodu po zażyciu narkotyków i wypiciu alkoholu. - Po wypadku byłem w szoku.
Wszyscy zatrzymali się na chodniku. Składali sobie życzenia. To wtedy właśnie rozpędzonym bmw wjechał w nich Mateusz S.
Myślałem tylko o ofiarach - zeznawał. Rodziny ofiar wiedzą jednak jedno. Nigdy mu nie przebaczą. Niewyobrażalny dramat, którego sprawcą został Mateusz S., rozegrał się w Nowy Rok. Było tuż przed godz. 14. Bożena J. (35 l.) z mężem policjantem Pawłem J. (39 l.) i dziećmi - Damianem (9 l.) i Hubertem (8 l.) -wracali z noworocznego spaceru. Ryszard P. (41 l.) z żoną Małgorzatą (42 l.) i córeczką Julią (10 l.) szli z cmentarza. Był z nimi też Krzysztof B. (66 l.). Wszyscy zatrzymali się na chodniku. Składali sobie życzenia. To wtedy właśnie rozpędzonym bmw wjechał w nich Mateusz S.
Zobacz też: Wyszecin. Zmarł mąż kobiety w ciąży, która zginęła w wypadku samochodowym! Zabił ich pijany kierowca
Uderzył z takim impetem, że ludzie przelecieli po kilkanaście metrów, zanim spadli na ziemię. Auto zwyrodnialca przekoziołkowało. Kierowcy i jego dziewczynie nic się jednak nie stało. Masakrę przeżyło dwoje potrąconych dzieci - Hubert i Julia. Oboje stracili rodziców. Hubert dodatkowo brata. Mateusz S. został oskarżony o umyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, prowadzenie samochodu będąc pod wpływem alkoholu (badanie wykazało ponad 2 promile alkoholu w organizmie), marihuany i amfetaminy, a także o przekroczenie prędkości o co najmniej 30 km na godzinę. Grozi mu 15 lat więzienia. Sąd wysłuchał wczoraj zeznań 13 świadków. Wśród nich była Adrianna B. (27 l.), która w chwili wypadku jechała w bmw na fotelu pasażera.
On patrzył tylko na dziecko, które leżało w krzakach
Przyznała, że pokłóciła się z Mateuszem na imprezie sylwestrowej. Spali osobno. Gdy się obudziła, spakowała walizki i chciała jechać do rodziców.. Mateusz miał ją podwieźć. - Płakałam, a on wciąż przyspieszał - mówiła przed sądem Adrianna B. - Nagle skręcił w prawo. Nic nie mogłam zrobić. Z samochodu wyciągnęli nas ludzie. On patrzył tylko na dziecko, które leżało w krzakach. Zapytałam: "Co teraz będzie?", a on odpowiedział: "Nic. Pójdę siedzieć". Na sali rozpraw były rodziny zabitych w tej katastrofie drogowej. Przysłuchiwały się zeznaniom. - Nie ma kary dla tego bydlaka - z trudem mówił Piotr Pluciński, ojciec Bożeny J. - Najlepiej oddajcie go nam. Sami wymierzymy mu sprawiedliwość - dodała Danuta Plucińska, matka Bożeny J. Dziś kolejna rozprawa. Sąd wysłucha kolejnych świadków oraz opinii biegłych. Niewykluczone, że już w czwartek wyda w tej sprawie wyrok.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail