Kierujący tramwajem Piotr M. został oskarżony o spowodowanie śmiertelnego wypadku w stanie upojenia alkoholowego oraz o sprowadzenie zagrożenia katastrofy w ruchu lądowym. Biegli psychiatrzy powołani przez prokuraturę orzekli, że motorniczy był poczytalny i może odpowiadać przed wymiarem sprawiedliwości (choć rodzina oskarżonego twierdziła, że miał on problemy psychiczne). Ostatecznie sąd skazał oskarżonego na 13,5 roku pozbawienia wolności. Zważywszy na fakt, że prokuratorzy żądali 14 lat więzienia, można stwierdzić, że sąd nie był zanadto łaskawy (obrońcy wnioskowali o znacznie krótszy wymiar kary, gdyż zaledwie 6 lat pozbawienia wolności). Ponadto Piotrowi M. do końca życia zakazano możliwości nabycia uprawnień do kierowania jakimikolwiek pojazdami mechanicznymi. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.
Warto przypomnieć ustalone w toku śledztwa okoliczności zdarzenia. Motorniczy Piotr M. dotarł do zajezdni, gdzie miał rozpocząć pracę ok. 6 rano. Co istotne, był wówczas trzeźwy i nie wzbudził w dyspozytorze, który wydawał mu tramwaj, żadnych podejrzeń. Do tragedii doszło ok. godziny 13. W międzyczasie Piotr M. pił alkohol, który kupił w trakcie postoju na pętli. Alkohol zmroczył go na tyle, że usnął, a obudził go dopiero jeden z pasażerów już po wypadku. Po przyjeździe policji w jego organizmie stwierdzono aż 1,4 promila alkoholu!
Piotr M. przed odczytaniem wyroku przyznał, że ma pełną świadomość czynu, który popełnił. Przeprosił wszystkie osoby, które w związku z tą tragedią przeżyły traumę. Wyraził nadzieję, że uda mu się wrócić na łono rodziny i prowadzić normalne, uczciwe życie po zakończeniu kary.
Zobacz także: Tragedia w Łodzi. 25-latka zginęła pod kołami tramwaju