Co pchnęło spokojnego, statecznego mężczyznę i wysokiego stopniem funkcjonariusza straży miejskiej do tak potwornej zbrodni?
Było kilka minut po godz. 8 rano, gdy Robert P. (45 l.) wszedł do komendy policji przy ul. Grenadierów na Pradze-Południe. Chwilę potem wyznał straszną prawdę. - Moja matka nie żyje. Chyba zamordowałem ją - powiedział. Chwilę później funkcjonariusze byli już w mieszkaniu strażnika przy ul. Walewskiej. - Policjanci potwierdzili informację o śmierci 85-latki. W związku z tą sprawą zatrzymany został 45-letni mężczyzna - wyjaśnia asp. Mariusz Mrozek (40 l.), rzecznik stołecznej policji.
Jak ustalił "Super Express", Krystyna P. (85 l.) leżała na łóżku. Najprawdopodobniej została uduszona we śnie.
- Zatrzymany mężczyzna miał we krwi promil alkoholu. Dlatego wczoraj nie mogliśmy wykonywać z nim żadnych czynności. Dziś zostanie doprowadzony do prokuratury - dodaje asp. Mariusz Mrozek.
Robert P. pracował w wolskim oddziale terenowym straży miejskiej. Był starszym inspektorem. To dla strażnika bardzo wysoki stopień, porównywalny np. ze starszym chorążym w wojsku. Mieszkańcy osiedla przy ul. Walewskiej nie mogą uwierzyć w to, co się stało.
- Znałam panią Krysię, mieszkała tu już, kiedy się wprowadziłam. Jej synów pamiętam jeszcze z czasów, kiedy chodzili do podstawówki. Nigdy bym nie powiedziała, że Robert jest zdolny do czegoś takiego - opowiada jedna z sąsiadek. - Kilka lat temu drugi mąż Krysi popełnił samobójstwo. Ludzie mówili, że powiesił się po tym, jak dowiedział się, że ma raka. Chyba jakieś fatum ciąży nad tą rodziną. Może on chciał jej ulżyć w cierpieniu? - zastanawia się inna zszokowana mieszkanka bloku przy ul. Walewskiej.