Umowy zawarte przed inflacją nie uwzględniają faktu, że wszystko podrożało: paliwo, energia elektryczna, surowce i materiały budowlane. Oznacza to, że wykonawcy niejednokrotnie muszą dopłacać do interesu lub zrywać umowę z zamawiającym. Federacja Przedsiębiorców Polskich apeluje do rządu o ustawową, automatyczną waloryzację w wysokości 50 proc. rocznego wskaźnika inflacji. To oznacza, że wykonawcy i tak dopłacą połowę inflacji z własnej kieszeni. Takie rozwiązanie przyniesie więc korzyści zarówno dla zamawiającego, jak i dla państwa.
Rząd obiecywał polonizację zamówień publicznych, a dzisiaj polskie firmy dopłacają do interesu z własnej kieszeni
Jak wykonać kontrakty publiczne w dobie inflacji? Przy rosnących cenach przedsiębiorca musi bardzo dużo dopłacać do takiego zlecenia, a to zmusza go do zerwania umowy. Nawet, jeśli będzie musiał zapłacić karę – ale i tak niższą, niż wielomiesięczne, a nawet wieloletnie dopłacanie do interesu. Zerwanie umowy przez wykonawcę jest wielkim kłopotem dla państwa, bo oznacza, że trzeba będzie ogłosić nowy przetarg, wybrać nowego wykonawcę i zapłacić więcej za usługi – już z uwzględnieniem inflacji. A kto w tym czasie będzie wykonywał kontrakt? Kto posprząta w szpitalach i urzędach? Kto dostarczy posiłki pacjentom? Kto będzie ochraniał instytucje państwowe?
Papierologia nie rozwiąże problemu
Rządzący chcą, aby wykonawcy dostawali zwrot kosztów za wzrost cen według złożonych dokumentów, na przykład kilometrówek, faktur, dowodów zapłaty, itd. Przygotowanie tak szczegółowej dokumentacji, jak i sama jej weryfikacja przez zamawiającego, to zajęcie czasochłonne i pracochłonne, przy czym nie ma pewności, że dopłata zostanie przekazana wykonawcom. W ocenie FPP rozwiązanie zaproponowane przez Ministerstwo Rozwoju i Technologii jest nieefektywne i na większą skalę – wręcz niemożliwe. Bez wprowadzenia efektywnej, obligatoryjnej waloryzacji umów zamówień publicznych polskie małe i średnie przedsiębiorstwa będą zagrożone upadłością i bankructwem!
Dlaczego państwo nie chroni małych i średnich polskich firm?
Tylko w 2021 r. wartość udzielonych zamówień publicznych wyniosła 184,6 mld zł, z czego 69 proc. liczby udzielonych zamówień i 49 proc. ich wartości – to efekt pracy polskich firm. W tym rynku udział podmiotów zagranicznych w ciągu ostatnich lat wyniósł 13 proc. wartości, z czego aż w 60 proc. dotyczył branży budowlanej. Co ciekawe to właśnie w budownictwie, segmencie najbardziej zdominowanym przez zagraniczne firmy, mechanizmy waloryzacji są najbardziej korzystne. A co z polskimi przedsiębiorcami? Bez konkretnego wsparcia wypadną z rynku, a ich miejsce zajmą duże zagraniczne koncerny. Nasuwa się więc pytanie: dlaczego rząd nie udziela wsparcia i ochrony rodzimym firmom, mniejszym przedsiębiorstwom z polskim kapitałem? Zwłaszcza, że wiele z nich ma kredyty, które będą zagrożone przy coraz gorszych wynikach takich przedsiębiorstw. Jak firmy mają spłacać kredyty przy rosnących odsetkach, gdy dokładają do zamówień realizowanych na rzecz państwa?
Na waloryzacji zyska wykonawca, zamawiający i państwo
Waloryzacja w przypadku zamówień publicznych to mechanizm polegający na ustaleniu nowej wysokości wynagrodzenia za wykonanie zamówienia, w oparciu o zmieniającą się sytuację gospodarczą (czyli zwiększenie wynagrodzenia o wartość utraconą na skutek wzrostu cen surowców, materiałów itd.). Inflacja, wcześniej pandemia, a dziś jeszcze trudna sytuacja geopolityczna za wschodnią granicą kraju - to chyba wystarczające argumenty przemawiające za tym, aby takie rozwiązanie wprowadzić ustawowo. Kto na tym zyska? W zasadzie wszyscy:
- Wykonawca: zyska wynagrodzenie adekwatne do realizowanego zamówienia, bez ryzyka dopłacania do biznesu czy konieczności zrywania umowy.
- Zamawiający: podwyższając wynagrodzenie obecnemu realizatorowi zamówienia, zaoszczędzi czas i pieniądze, które musiałby wydać na poszukiwanie nowego wykonawcy.
- Państwo: zamówienia publiczne to ogromny rynek odpowiadający ponad 7 proc. polskiego PKB. Waloryzacja w zamówieniach publicznych ochroni bazę podatkową – zapewni utrzymanie wpływów do budżetu państwa (z VAT, PIT czy ZUS) na odpowiednim poziomie. Dzięki temu możliwe będzie finansowanie programów i działań, które zapewnią realną pomoc dla obywateli.
Wg FPP waloryzacja po 10 latach przyniesie 4,5 mld zł zysku dla państwa
Federacja Przedsiębiorców Polskich apeluje od wielu miesięcy o wprowadzenie ustawowej, automatycznej waloryzacji umów publicznych w wysokości 50 proc. rocznego wskaźnika inflacji. Dzięki podziałowi ryzyka między zamawiającego, a wykonawcę w proporcji 50:50, waloryzacja wskaźnikowa pokryje maksymalnie połowę wzrostu cen. W porównaniu do konsumenckich programów osłonowych, których wartość opiewa na kwotę ok. 70 mld zł – w przypadku waloryzacji będzie to zaledwie 3,2 mld zł w pierwszym roku. Co ważne, taka waloryzacja jest możliwa w drodze porozumienia, bez wdawania się w sądowe spory. Bez szybkiej i skutecznej waloryzacji kontraktów publicznych bardzo prawdopodobne jest, że ucierpią finanse publiczne, a w realizacji zamówień publicznych zapanuje chaos. Wynika z tego, że dokonanie waloryzacji jest tańsze niż zaniechanie działań w tym kierunku. W ciągu 10 lat nadwyżka korzyści z waloryzacji nad jej kosztami wyniosłaby 4,5 mld zł. Ustawowy charakter waloryzacji pozwoliłby przenieść koszty wynikające ze wzrostu cen na budżet państwa, co odciążyłoby samorządy, które często nie są w stanie podwyższyć wynagrodzenia.
FPP apeluje do rządu o dialog! Wprowadzenie prostego, obligatoryjnego mechanizmu waloryzacji umów o zamówienia publiczne w oparciu o 50 proc. wzrostu wskaźnika cen GUS jest jedyną sensowną opcją! Nie uda się zabieg waloryzacji ustalanej na podstawie udokumentowanych kosztów.