Pojawiły się też informacje, że Tu-154 nie uderzył w ostatnim momencie lotu w wieżę radiolokacyjną na lotnisku w Smoleńsku, ale w duże drzewo. Wciąż jednak prokuratura nie ujawnia ponurej tajemnicy, którą kryją czarne skrzynki.
Szczątki samolotu rozrzucone są na około 700 metrach kwadratowych lasu pod Smoleńskiem. Śledczy cały czas przeszukują teren i zbierają wszystkie części maszyny. Wczoraj Krzysztof Parulski opowiadał o nowych ustaleniach w śledztwie. - Zakładając, że prędkość lądującego samolotu wynosi 150-180 metrów na sekundę, chwila kiedy pilot i reszta załogi wiedziała, że dojdzie do katastrofy, mogła trwać od 3 do 5 sekund. - tłumaczył.
Zobacz koniecznie: Tu-154M – w tym samolocie zginęli Lech Kaczyński i Maria Kaczyńska (ZDJĘCIA)
Prokurator powiedział jednak bardzo stanowczo, że śledztwo prokuratorskie jest na bardzo wstępnym etapie. Tymczasem według ustaleń "Skrzydlatej Polski" samolot z prezydentem na pokładzie nie uderzył w ostatnim momencie lotu w wieżę radiolokacyjną na lotnisku, ale w duże drzewo. Ścięcie lewym skrzydłem dość grubego pnia spowodowało, że samolot odchylił się od linii lotu. "Załoga nie miała wówczas żadnego wpływu na przebieg wydarzeń" - pisze "Skrzydlata Polska". W tym momencie musieli zdawać sobie sprawę, że stanie się najgorsze...
O uszanowaniu zmarłych zapomniał chyba prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka (56 l.). Podczas spotkania z dziennikarzami stwierdził, że winnym katastrofy jest Lech Kaczyński i to do niego należało ostatnie słowo. – Wiadomo, kto za to odpowiada. Winny czy niewinny, ty jesteś pierwszą osobą i ty za to odpowiadasz – mówił. Tymczasem rosyjscy śledczy ustalili i stanowczo zaprzeczyli pogłoskom, jakoby ktokolwiek wywierał presję na pilotów, by lądowali w Smoleńsku.