Piorun zabił mi zonę

2009-06-15 7:00

Serce Stanisława Kowalskiego (77 l.) z Górnego pod Łęczną (woj. lubelskie) o mało nie pękło z bólu, gdy dowiedział się, że jego żona Helena (†75 l.) już nigdy nie powie do niego "kocham cię". Ich wspaniałą miłość, która kwitła ponad 57 lat, w jednej chwili zabrał piorun. Zabił ukochaną tuż pod domem.

Pan Stanisław nie ma już łez, aby opłakiwać miłość swego życia. Choć od ślubu minęło już ponad pół wieku, to oboje kochali się nad życie. A on patrzył na swą żonę Helenę jak w obrazek i nie wstydził się głośno chwalić, że wciąż kocha ją tak mocno, jakby dopiero co się pobrali.

- Jak teraz będę żył? - pyta sam siebie pogrążony w rozpaczy. Wciąż ma przed oczyma ciało swej żony leżące na środku drogi biegnącej przez pola obsiane zbożem i popaloną chustkę z głowy, którą policjanci rozłożyli na masce radiowozu.

Niewykluczone, że panią Helenę zabiło właśnie wielkie uczucie, którym darzyła swego ślubnego wybranka. Feralnego popołudnia wracała rowerem z zakupów. Chciała jak najszybciej znaleźć się w ramionach męża.

Choć zrobiło się ciemno od chmur, dzielnie walczyła z wiatrem i zacinającym deszczem. Widziała już światło w oknie kuchni, w której czekał na nią jej Stanisław. Niestety. Nie miała szans, gdy przerażający żywioł w sekundę zabrał jej życie.

W małej wsi Górne ludzie wciąż nie chcą się pogodzić, że pani Helena odeszła z tego świata. Państwo Kowalscy stawiani byli za wzór małżeństwa. Zawsze razem, zawsze zgodni i pracowici doczekali się trójki dzieci, gromadki wnucząt i prawnucząt. Osamotnionemu mężczyźnie trudno pogodzić się ze śmiercią żony. Już tęskni za nią i jej kochającym spojrzeniem. Za ich rozmowami i wspólnym obiadem z węglowej kuchni. Już nigdy nie poczuje zapachu jej pysznych zup, nie zobaczy jej sylwetki krzątającej się po domu.

Pan Stanisław jest po dwóch zawałach serca. - Czekam na trzeci. Już ja sam na tym świecie nic nie nawojuję - mówi smutno.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki