Ten biwak miał być wspaniałym, radosnym początkiem z dawna wyczekiwanych wakacji. Kamil i Marcelina wybrali się pod namioty razem ze swoją starą paczką. Otoczeni przyjaciółmi z czasów licealnych rozłożyli namioty w okolicach niewielkiego Kotulinu pod Gliwicami (woj. śląskie). Wieczorem, kiedy szykowali się do wspólnej zabawy przy ognisku, usłyszeli przerażający huk gromu zwiastujący nadciągającą nawałnicę.
Spacer w burzy
Rozszalały wiatr przygnał zza horyzontu gigantyczne ołowiane chmury, z których zaraz zaczęły lać się strugi deszczu i strzelać w ziemię wielkie błyskawice. Przerażeni młodzi ludzie od razu pobiegli szukać jakiegoś schronienia przed szalejącym żywiołem.
Jednak Kamil i Marcelina nawet nie pomyśleli, że zagraża im śmiertelne niebezpieczeństwo. Naiwnie postanowili wybrać się na spacer! Podekscytowani pięknem szalejącej natury zdjęli więc buty i boso ruszyli przed siebie.
Wyszli na własną zgubę, bo z przyrodą nie można igrać. Nie odeszli daleko od przyjaciół, kiedy błyskawica pojawiła się. Piorun uderzył z niewyobrażalną siłą w spacerującą parę, zabijając oboje na miejscu.
Przedłużająca się nawałnica i nocne ciemności sprawiły, że przyjaciele długo nie mogli odnaleźć Marceliny i Kamila.
Okropne znalezisko
Dopiero nad ranem odkryli straszliwe znalezisko. Na wzniesieniu, kilkadziesiąt metrów od obozowiska, leżały dwa zwęglone ciała. Okropny widok tak wstrząsnął młodymi ludźmi, że cały czas są w szoku. - Syn nie może się pozbierać. Nikt z nas nie potrafi sobie wytłumaczyć tej tragedii. Oni wszyscy byli bardzo ze sobą zżyci. Miało być wesoło, a doszło do śmierci... - wzdycha ojciec jednego uczestników biwaku.