Była godzina 21. Na spokojnej zazwyczaj o tej porze ulicy Opolczyka pojawił się długowłosy, uzbrojony w samurajski miecz Jarosław Ł. (44 l.). Najpierw zaatakował przechodzącego obok mężczyznę. Ten w ostatniej chwili umknął do klatki schodowej swojego bloku. Po chwili Jarosław Ł. skierował swoją agresję w kierunku innej osoby.
Piotr D., który akurat spacerował obok z psem, widząc szaleńca ruszył w jego kierunku.
- Nie mogłem dopuścić do tego, by kogoś zabił - opowiada. - On miał w oczach obłęd. Widać było, że jest zdolny do wszystkiego.
Widząc, że Piotr D. próbuje obezwładnić "samuraja", inni przechodnie pobiegli mu z pomocą. Nim jednak udało się powalić Jarosława Ł. na ziemię i odebrać mu miecz, polała się krew. Piotr D. został trafiony ostrzem w lewą rękę. Miecz przeciął mięsień.
Patrz też: Marian Załuski z Łomży: Złodziejki ukradły mi największy skarb
Któryś z sąsiadów pobiegł do samochodu po apteczkę, ktoś inny zadzwonił po policję i pogotowie. Gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce Jarosław Ł. leżał na ziemi przygnieciony przez kilku mężczyzn.
W trakcie przesłuchania odmówił składania wyjaśnień i nie przyznał się do winy. Prokurator postawił mu zarzut uszkodzenia ciała. Grozi mu do 5 lat więzienia.
Piotr D. dochodzi do zdrowia w szpitalu. Czeka go wielomiesięczna rehabilitacja. - Najważniejsze, że nikt nie zginął - mówi.