Spory sąsiedzkie potrafią czasami przybrać szokujący obrót. W Leśniowicach pod Chełmem (woj. lubelskie) polała się krew, a Piotr Geleta (14 l.) omal nie zginął w imię granicznego parkanu, który odgradza posesje jego rodziny od działki krewkiego Roberta P.
Do aktu agresji doszło 18 maja. Piotrek grał z kolegami w piłkę, a ta kilka razy uderzyła w drewniany parkan. Sąsiad postawił go kilka dni wcześniej, a jego wysokość (2 metry) była adekwatna do niechęci, którą żywił do rodziny Geletów. Uderzenia piłki wyciągnęły z domu Roberta M., który chwycił siekierę i podbiegł do chłopca. - Gdybym się nie zasłonił, zabiłby mnie - mówi smutno nastolatek. Wprawdzie chirurdzy ze szpitala w Chełmie dokonali cudów, żeby na powrót zestalić staw łokciowy z resztą kończyny, nie wiadomo jednak, jak się to skończy. Ręka jest teraz w gipsie, pospinana drutami. Czeka go długa rehabilitacja, której efekty mogą nie być satysfakcjonujące.
Tymczasem sąsiad psychopata chodzi po wolności, bo prokuratorzy uznali, że... może odpowiadać z wolnej stopy. Zamiast usiłowania zabójstwa lub ataku z użyciem niebezpiecznego narzędzia, dali Robertowi P. jedynie zarzut uszkodzenia ciała. Ma tylko policyjny dozór. Grozi mu 8 lat więzienia. Nawet nie próbował przeprosić za swe zachowanie.