Gdyby nie błyskawiczna i perfekcyjna operacja lekarzy z Centrum Zdrowia Matki Polki, Piotruś nie miałby szansy na przeżycie.
Serce biło mu na piersi
Piotruś przyszedł na świat tydzień temu, w piątek. Jego rodzice pochodzą z Warszawy. O tym, że ich synek ma serce znajdujące się poza klatką piersiową, dowiedzieli się w trakcie rutynowych badań kontrolnych w trakcie ciąży. To był dla nich szok. Matka została natychmiast skierowana do Szpitala Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Tutejsi lekarze to specjaliści światowej klasy. Mówią o nich "cudotwórcy". To oni zdecydowali, że Piotruś przyjdzie na świat w Łodzi i natychmiast zostanie zoperowany. Poród odbył się przez cesarskie cięcie. - Gdyby miał się urodzić naturalnie, nie przeżyłby tego. Umarłby przechodząc przez drogi rodne - tłumaczą medycy.
Dwie godziny walki o życie
Zaraz po porodzie maleństwo trafiło na stół operacyjny. Rozpoczęła się walka o życie Piotrusia. Lekarze ułożyli ciałko chłopczyka na plecach. Ich oczom ukazał się wstrząsający widok. Na klatce piersiowej dziecka pulsowało maleńkie, osłonięte jedynie przezroczystą błoną serduszko.
Profesor Jacek Moll (58 l.), kierownik kliniki kardiochirurgii, i jego ludzie przystąpili do delikatnej operacji. Najpierw musieli rozciąć skórę, klatkę piersiową i włożyć serce na swoje miejsce. Nie było to łatwe z uwagi na małe rozmiary pacjenta. Operacja trwała dwie godziny i była bardzo skomplikowana. Pod rozciętą klatką piersiową było bowiem bardzo mało miejsca. - Serduszko trzeba było wpychać niemal na siłę. Umieściliśmy je w jamie opłucnej, obok płuca - opowiada Jacek Moll.
Piotruś ma już w sobie serce
Samo schowanie serca to nie wszystko. Maleństwo przeszło też skomplikowaną operację na samym sercu. Okazało się bowiem, że ma jeszcze wadę wewnątrzsercową.
Chłopiec cały czas leży w szpitalu. Dwa dni temu po raz pierwszy został odłączony od respiratora. Oddychał samodzielnie. Rana pooperacyjna powoli się goi. Za kilka tygodni będzie mógł opuścić szpital i pojechać do domu.