Piotruś Łatka miał przed sobą całe życie. Na pozór uśmiechnięty i pogodny. Szkolne problemy dusił w sobie. Dręczenie przez kolegów zaczęło się jeszcze w szkole podstawowej. Popychali go i przezywali. - Dopiero teraz dowiedziałam się, że już wtedy go pobili. Pięciu go trzymało, a jeden kopał - opowiada Zofia Łatka (38 l.), mama chłopca. Ma żal, że nauczyciele nie powiadomili jej o tym, nie pomogli synowi.
Przeczytaj: Powiesił się bo groziła mu eksmisja! Premierze, on nie wiedział jak żyć!!!
Chłopak bardzo się cieszył, kiedy skończył podstawówkę. Zaczął naukę w gimnazjum w pobliskim Podegrodziu. Wydawało się, że jego problemy się skończyły. Jednak nie! Dręczyciele nie zamierzali odpuścić. - Wciągnęli Piotrka do ubikacji i chcieli go pobić - opowiada pani Zofia. Jednak wtedy jej syna obronił chłopak ze starszej klasy. Kobieta chciała interweniować w szkole, ale Piotrek twierdził, że już jest wszystko w porządku. Jednak kilka dni temu dowiedział się, że będzie musiał dojeżdżać do szkoły z łobuzami jednym autobusem. Wtedy zapewne zdecydował, że odbierze sobie życie. Gdy został sam w domu, pożegnał się z młodszym bratem. - Przepraszam za to, że czasem ci dokuczałem - powiedział mu. Po chwili poszedł do pokoju na piętrze i się powiesił. Młodszy brat zdążył go odciąć, ale Piotruś nie odzyskał przytomności. Zmarł następnego dnia w szpitalu.
Wszystko wskazuje na to, że w szkole nauczyciele wiedzieli, że chłopak jest dręczony. - Sprawdzamy tę hipotezę - mówi Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy KWP w Krakowie.